Historia filozofii dla praktyków

Spis treści

Wstęp

Filozofia przeżywa kryzys. Staje się dziedziną coraz mniej przydatną, coraz mniej interesującą, coraz mniej żywą. Dzieje się tak z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że obecnie nie naucza się filozofii. Niemal na każdym kierunku studiów można znaleźć filozofię w programie. Jednak na większości takich zajęć student nie ma okazji nauczyć się filozofii, lecz historii filozofii. Różnica jest zasadnicza. Zwłaszcza, że nawet historia filozofii nauczana jest w sposób daleki od doskonałości.

Historia filozofii to zapis dwóch i pół tysiąca lat pomyłek. Nawet pobieżny przegląd dowolnego podręcznika historii filozofii uczy, że nie ma prawd absolutnych. Nie było takiego twierdzenia filozoficznego, któremu by nie zaprzeczono. A mimo to historii filozofii nadal naucza się tak, jakgdyby była to historia teorii, ideii czy poglądów. Mówi się, że warto. Dlaczego? Bo dzięki znajomości historii filozofii:

I tak dalej w tym stylu. Nie sposób odmówić pewnej racji takim argumentom. Jednakże trzeba też dostrzec niebezpieczeństwo związane z takim podejściem do filozofii.

Kiedy w ten sposób patrzymy na historię filozofii, jawi się nam ona jako zbiór mniej lub bardziej dziwnych teorii. Niektóre z nich są może nawet sensowne, inne wydają się absurdalne, ale ogólnie mówiąc wszystkie są w zasadzie zbędne. Ot, ktoś ma zbytu dużo wolnego czasu -- pewnie dlatego, że ma bogatych rodziców lub teściów, albo mnóstwo niewolników. Albo załapał się na opłacany z podatków wszystkich uczciwie pracujących uczelniany etat. Kiedy człowiek nie ma co robić, wymyśla różne bzdury -- stąd i filozofia. Dzieło pokoleń darmozjadów.

Takie postrzeganie filozofii jest wyjątkowo popularne, a wzorzec akademickiego uprawiania filozofii niewątpliwie popularność tego przesądu wzmaga. Tym samym jednak traci się z oczu to, co w filozofii ważne.

Historia filozofii nie powinna być zbiorem nazwisk, dat i regułek do wykucia. Nie powinna też być zbiorem wydumanych teorii. Powinna być lekcją. Doświadczenia i poszukiwania wielu pokoleń ludzi mogą nas wiele nauczyć. I nie chodzi tu o naukę słów, lecz o bardziej praktyczny rodzaj wiedzy. Wielu z nich szukało odpowiedzi na te same pytania, które dręczą nas dzisiaj: Kim jestem? Dokąd zmierzam? Jak powinienem żyć? Możemy czerpać z ich doświadczeń, jeśli tylko spojrzymy na historię filozofii w nieco odmienny sposób. Wtedy przestanie być ona zbiorem doktryn, a stanie się zestawem praktycznych rad.

Niniejszy tekst jest próbą przedstawienia historii filozofii w wysoce pragmatyczny sposób. Tak, by każdy -- zwłaszcza każdy filozofujący -- mógł z konaktu z nią wynieść jak najwięcej praktycznych nauk, z których będzie mógł skorzystać w przyszłości.

Szkoła Jońska

Tales

Pierwszym filozofem zachodnim był Tales z Miletu -- kto wie, ileż kursów filozofii zaczęło się już tymi słowami. Także i w tym szybkim kursie nie możemy pominąć samego praojca. Zwłaszcza, że możemy się od niego nauczyć wielu ważnych rzeczy.

Żył dawno temu i naprawdę niewiele o nim wiemy. Cała nasza wiedza płynie ze źródeł pośrednich, takich jak choćby Żywoty i poglądy słynnych filozofów Diogenesa Laertiosa (czyli takie ówczesne Życie na gorąco -- zbiór plotek, anegdot oraz nielicznych całkiem rzetelnych informacji). Ów sławetny plotkarz przytacza garść uroczych historyjek, które wyraźnie pokazują, że Tales był iście paradygmatycznym przykładem filozofa. Przytoczmy tu dwie z nich.

W pierwszej opowieści Tales idzie ulicą, zapatrzony w gwiazdy. A trzeba wiedzieć, że na nocnym niebie znał się jak mało kto. Potrafił na przykład przewidzieć zaćmienie słońca, dzięki czemu wiemy mniej więcej kiedy żył. Niestety spoglądając ku wyższym światom, nie dostrzegł znajdującej się przed nim dość głębokiej dziury (niektórzy mowią nawet, że była to studnia). Wpadł zatem do niej, obijając się przy tym dotkliwie. Świadkiem tego wydarzenia była służąca Talesa, która nie omieszkała przekazać tej opowieści potomnym.

Druga opowieść pokazuje wyraźnie, że nasz filozof nie był tylko myślicielem dryfującym pośród niebieskich migdałów, lecz też nieźle orientował się w świecie jak najbardziej doczesnym. Otóż pewnej zimy -- ignorując płynące zewsząd złośliwości -- Tales wziął w dzierżawę wszystkie okoliczne prasy do oliwek. Złośliwości ucichły, gdy latem Tales dyktował ceny z pozycji monopolisty.

Te dwie opowiastki wyraźnie ukazują nam pierwszego filozofa, jako postać pełną sprzeczności. Kogoś chodzącego z głową w chmurach, ale i kogoś, kto potrafi całkiem sensownie (a przy tym w sposób wysoce zyskowny) wykorzystać swoją wiedzę czy raczej niestandardowy pomysł. Ale to nie ze względu na to warto zapamiętać Talesa. Pozostawił on po sobie ważną lekcję, którą każdy filozof powinien dobrze zapamiętać. Ale po kolei.

Jak wiadomo Tales był pierwszym, który na gruncie filozofii postawił pytanie o to, z czego ten cały świat jest właściwie zrobiony. Zakładał, że musi być jakieś podstawowe coś, z czego zrobiona jest cała reszta. I jak podają potomni, uznał nasz filozof, iż tak naprawdę wszystko -- kamień, wino, drewno, ludzkie ciało -- zrobione jest z wody. Nie będziemy tu dyskutować nad słusznością czy niewątpliwą odkrywczością tej tezy, gdyż zupełnie inny aspekt tej historii jest dla nas bardziej interesujący.

Otóż można bezpiecznie założyć, że Tales nie uważał, że wszystko było zrobione z tej samej wody, w której się myjemy. Prawdopodobnie chodziło mu o coś zgoła innego, co tylko wodą zostało -- z braku lepszego miana -- nazwane. Jest to moment o kapitalnym znaczniu dla całej filozofii. Oto zwykłe słowo, znajdujące się w powszechnym użyciu, rozumiane przez każdą osobę władającą tym językiem, nagle przestaje być po prostu słowem, a staje się kategorią filozoficzną. Tales z Miletu dokonał tu bardzo śmiałego zabiegu na języku -- świadomie i celowo go przekształcił, wykraczając daleko poza ustalone znaczenia słów. Ale dzięki temu mógł wyrazić coś, co zdawało się niemożliwe do wyrażenia.

Tego zabiegu po dziś dzień w mniejszym lub większym stopniu używają wszyscy filozofowie. Bo każdy język ma mocno ograniczony zakres tego, co można w nim wyrazić. Dlatego też konieczna jest nieustanna reforma, udoskonalanie języka tak, by coraz lepiej można nim było opisać otaczający nas świat. A to właśnie jest jednym z najistotniejszych zadań filozofii.

Czytając o Talesie powinniśmy zatem wydobyć przede wszystkim taką oto praktyczną radę od mistrza filozofa, dla wszystkich czeladników:
Używaj języka w sposób twórczy!

Anaksymander

Anaksymander z Miletu był uczniem Talesa. O jego życiu wiemy jeszcze mniej. Podobno był szanowanym politykiem. Co jednak znacznie ważniejsze wniósł on znaczący wkład w rozwój filozofii. Podobnie jak jego mistrz, zajął się Anaksymander problemem pierwotnej zasady świata. Prawdopodobnie to on nadał tej zasadzie nazwę: arche. (Dzięki temu współcześnie możemy zastąpić niezgrabne "problem dotyczący tego, z czego wszystko jest zrobione" znacznie krótszym "problem arche".) Będąc jednak umysłem twórczym, nie mógł się zgodzić z naukami Talesa.

Wszystko nie może być zrobione z wody. Wszyscy wiemy jak wygląda woda i wcale nie jest podobna do takiego na przykład kamienia. Można przyjąć, że kamień jest taką wodą, która ma po prostu cechy charakterystyczne kamienia, ale jest to twierdzenie cokolwiek naciągane. Dlaczego nie odwrotnie -- przecież równie dobrze woda mogłaby być kamieniem o cechach wody? Nie mówiąc już o tym, że kamień nie ma pewnych cech, które woda posiada. Jak to możliwe, że traci ona swoje właściwości? Arche musi być czymś pierwotniejszym -- czymś co istniało, zanim jeszcze pojawiły się cechy.

Być może takie właśnie rozumowanie doprowadziło Anaksymandra do stwierdzenia, że pierwotną podstawą wszystkich rzeczy jest apeiron, coś bez granic, bez właściwości, bez koloru, kształtu, zapachu. Z tej właśnie podstawy wyłoniły się wszystkie cechy. Kiedy w pierwotnym bezkresie pojawiła się jasność, pojawiła się i ciemność. Gdy pojawiła się twardość, towarzyszyła jej miękkość. I tak dalej -- wyłonieniu się każdej z właściwości towarzyszyła cecha przeciwstawna. I tak stopniowo, zgodnie ze sprawiedliwym prawem harmonii, wyłoniła się cała różnorodność naszego świata.

Zauważmy, że Anaksymander nauczył się od swego nauczyciela twórczego wykorzystywania języka. Posunął się jednak dalej, co koniecznie musimy odnotować. Nie ograniczył się wszak do nadania staremu słowu, nowego -- metaforycznego znaczenia. Gdy brakowało określenia dla tego, co chciał powiedzieć, po prostu wymyślił nowe słowo. Jest to nauka, którą filozofowie powinni sobie przyswoić. To język jest dla nas, a nie my dla niego. Dlatego też nie możemy pozwolić, by język nas ograniczał. Stąd kolejne zalecenie praktyczne to:
Jeśli brak Ci słów -- wymyśl nowe!

Anaksymenes

Anaksymanes, jako uczeń Anaksymandra, jest przedstawicielem trzeciego już pokolenia filozofów z Miletu. Niewątpliwie był uczniem godnym swych nauczycieli -- przerósł obu. Podobno już wśród sobie współczesnych uznawany był za najwybitniejszego mędrca ze szkoły Jońskiej. A także i współcześnie wielu widzi w nim tego, który wzniósł myśl jończyków najwyżej. A na pierwszy rzut oka zdawać by się mogło, że Anaksymenes uczynił raczej krok wstecz.

Jak łatwo przewidzieć, także i on rozważał -- podobnie jak jego mistrz, oraz mistrz jego mistrza -- problem arche. Podobnie jak oni napisał dzieło O przyrodzie, w którym wyjaśnił, że podstawą wszystkich rzeczy jest tak naprawdę powietrze. Kiedy jest ono bardzo rzadkie, staje się tym, co nazywamy ogniem. W swym normalnym stanie jest tym powietrzem, którym oddychamy. Gdy robi się gęstsze, staje się najpierw wodą, a potem ziemią. Stąd rozmaite właściwości, jakie widzimy wogół siebie -- jest to kwestia stopnia zagęszczenia powietrza.

Podobnie jak u Talesa, znajdujemy tu znany powszechnie żywioł, wyniesiony do rangi pierwotnej zasady. Zdawać by się mogło, że jest to krok wstecz, po wielce spekulatywnym apeironie Anaksymandra. Jeśli jednak rozważymy to dokładniej, przekonamy się, że tym właśnie pomysłem przekracza Anaksymenes swoich poprzedników. Dlaczego?

Po pierwsze -- Anaksymenes wskazał nie tylko pierwotną zasadę, podobnie jak jego mistrzowie, dowodząc, że wszystko jest tak naprawdę jednym. Ale na tym nie poprzestał. Opisał też mechanizm, dzięki któremu to jedno nie wygląda zawsze tak samo. Scharakteryzywał mechanizm, który od jedności prazasady prowadzi nas do różnorodności doświadczenia. Tego nie zrobił żaden z jego poprzedników. Dzięki temu prostemu zabiegowi znacząco uwiarygodnił swoje tezy. Wszak jedno dziwaczne twierdzenie może budzić spore wątpliwości. Ale już dwa twierdzenia, które wzajemnie się dopełniają -- to zaczyna zastanawiać. Stąd też praktyczna rada, którą możemy wyciągnąć z doświadczeń Anaksymenesa:
Myśl systemowo, twórz systemy.

Ale jest i drugi powód, dla którego tezy najmłodszego z jończyków zyskały tak duże uznanie u współczesnych. Tam gdzie jego nauczyciel wymyślał nowe i trudne do zdefiniowania kategorie filozoficzne, Anaksymenes mówił językiem zrozumiałym dla przeciętnych ludzi. Wskazując arche odwoływał się do skojarzeń znanych każdemu, a nie do hermetycznych pojęć. To niewątpliwie zyskało mu przychylność słuchaczy. I także z tego wszyscy filozofowie powinni wyciągnąć nader praktyczny wniosek:
wykładaj swoje teorie językiem tak prostym, jak to tylko możliwe (ale nie bardziej).

cdn...

Valid XHTML 1.1! Creative Commons License