O tym co się zdarzyło w Mrocznym Lesie

czyli historyjka edukacyjna z czterema morałami i ukrytym przesłaniem

Nad Mrocznym Lasem zachodziło krwawe słońce. Wiatr bezlitośnie wyginał gałęzie drzew. Złowrogi szum liści przenikał do najgłębszych warstw umysłu, wywołując u wszystkich trudne do określenia lęki egzystencjalne. Nie było słychać ptaków, ani innych zwierząt. Jeśli nie liczyć szumu wiatru i okropnych jęków, dobywających się z przepastnych i mrocznych głębin, w lesie panowała spokojna cisza. Dlatego też nikt nie przypuszczał, że w tych niegroźnie na pozór wyglądających okolicach czai się Zło. A cisza jest z gatunku tych, poprzedzających burzę.

Gdyby ktoś wszedł do lasu w dzień, to nie zauważyłby nic niezwykłego. Ot, zwykły, niczym się nie wyróżniający wymarły las. Jednak niewinna i sympatyczna staruszka nie weszła doń w dzień. Gdy zły syn wygnał ją z domu, poszła szukać schronienia u dobrych ludzi. Niestety. Chcąc skrócić drogę, postanowiła pójść lasem, niepomna ostrzeżeń życzliwych ludzi. Nie okazując strachu, z wysoko podniesioną głową (choć nieco zgarbiona) weszła pomiędzy drzewa. Oczywiście natychmiast zabłądziła. Właśnie taką zastała ją noc. Zabłąkaną wśród powyginanych pni drzew.

Staruszka czuła wszechogarniające zmęczenie, połączone ze strachem i bliżej nieznanym jej niepokojem. Nie przypuszczała, że istnieje związek przyczynowo - skutkowy, lub choćby jakakolwiek korelacja (nie wspominając już o koincydencji) pomiędzy jej nastrojem, a Złem skrytym na polanie wśród drzew (nie przyszło jej też do głowy, że mogłaby to być synchronistyczność) . Ale Zło już o niej wiedziało. Dzięki systemowi kamer telewizyjnych rozmieszczonych we wszystkich, nawet tych absolutnie niedostępnych, rejonach lasu, obecność staruszki została wykryta już w chwilę po jej samobójczym wkroczeniu w mroczne głębiny boru. Od tej pory Zło czekało przyczajone w swej chatce. Zmrok był już blisko. A gdy nadejdzie, los staruszki będzie już przesądzony. Podobnie jak los każdej żywej istoty, która ośmieli się zakłócić mroczny spokój Mrocznego Lasu. Zło mieszkające w małym domku na polanie cierpliwie czekało. Przed nim jeszcze cała noc.

Ale uwaga. Staruszka właśnie w nadchodzącym mroku nocy ujrzała przebłysk światła pomiędzy pniami drzew i gałęziami kolczastych krzewów. Gdyby w tym lesie żyły jeszcze jakieś sowy, to z całą pewnością jedna z nich w tym właśnie momencie zahuczałaby złowrogo. Ale wszystkie sowy już wyginęły. Nie było też wilka, który zawyłby z wyrzutem do księżyca. Nie było nikogo, kto mógłby ostrzec biedną staruszkę przed grożącym jej niebezpieczeństwem. Dlatego też staruszka, w swej błogiej nieświadomości skierowała się ku światłu. Pamiętajcie drogie dzieci, że Zło może czasem ukryć się pod maską światła. Zatem drogie dzieci nie ufajcie światłu, nawet takiemu w tunelu. Kto wie czy to nie nadjeżdzający pociąg. Ale wróćmy do naszej bajki. I tym razem również ta stara, lecz jakże perfidna sztuczka Zła zadziałała. Staruszka, o święta naiwności, poczuła ulgę.

Idąc w kierunku światła już po chwili dostrzegła polankę, jakże niegroźnie wyglądającą, a na niej piękną chatkę z piernika. Naiwna staruszka pomyślała sobie: ach jakaż piękna chatka z piernika. Z całą pewnością mieszkają w niej jacyś mili ludzie. Pójdę i zapukam do tych pięknych piernikowych drzwi. I biedna, nie podejrzewająca niczego staruszka podeszła do piernikowej chatki. Była już stara, straciła już większość zębów, więc nawet jej przez myśl nie przeszło spróbować któregoś z pierników. Nawet nie przypuszczała, jakie wrzenie wywołało to w jaskini Zła, którą niewątpliwie była ta jakże niewinnie wyglądająca chatka. Nawet nie wiedziała, jak blisko była ocalenia swojego życia. Nawet nie wiedziała kto zabił Laurę Palmer. Nawet nie wiedziała, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiedziała. Mimo to zapukała do drzwi.

Zostawmy staruszkę pukającą do piernikowych drzwi i zajrzyjmy do chatki. To co tam zobaczymy może zaskoczyć niektóre z was drogie dzieci. Otóż w piwniczce chatki, przed szeregiem ekranów telewizyjnych siedziała dwójka dzieci. Chłopiec imieniem Jaś, oraz dziewczynka imieniem Czerwony Kapturek.

Wiem drogie dzieci, że spodziewaliście się tu Małgosi, a nie jakiegoś Kapturka. Jednak aby to wyjaśnic musielibyśmy cofnąć się wiele lat wstecz i przyjrzeć się temu, jak doszło do skrzyżowania się dróg życiowych tej trójki. Niestety nie mamy na to czasu, zwłaszcza, że biedna staruszka nadal puka do drzwi. Dlatego też drogie dzieci, powiem wam tylko tyle, że miało to pewnien związek z mrocznymi i złymi myślami Jasia, z tym czego Małgosia nie chciała zrobić, oraz z pochodzeniem pseudonimu Czerwonego Kapturka. Cała historia jest brutalna i krwawa, zatem nie opowiem wam jej jeszcze dzisiaj. A wy, drogie dzieci, nie bądzcie ciekawe i pamiętajcie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Wróćmy do naszej bajki.

Jaś i Kapturek kłócili się. Babcia nie chcąc jeść piernikowej chatki, równocześnie odebrała tej mrocznej parce ich tradycyjny pretekst, do czynienia Zła. Jaś godził się krzywdzić tylko tych, którzy niegrzecznie zjadali duże ilości pierników. Miało to swoje źródło w nieszczęśliwym przeżyciu z okresu wczesnego dzieciństwa, kiedy to Jaś został przyłapany na bawieniu się pierniczkiem. Został za to surowo ukarany przez kochającą go matkę, dzięki czemu nauczył się, że nadużywanie pierniczków nie jest właściwe. I wy też o tym pamiętajcie drogie dzieci. Pierniczki niszczą zęby i psują żołądek. Dlatego trzeba ich używać z umiarem.

Tak czy inaczej po tym traumatycznym przeżyciu Jaś uczynił celem swojego życia karanie tych, którzy nie darzyli pierniczków należytym szacunkiem. Ale ponieważ w głębi serca był nadal słodkim dzieckiem, nie chciał krzywdzić niewinnych ludzi, a już na pewno nie chciał krzywdzić tak sympatycznych staruszek. Natomiast Czerwony Kapturek nie miała takich skrupułów. Czerwony Kapturek nigdy nie miała żadnych skrupułów. Oczywiście nas, znających jej imię, wcale to nie dziwi.

Tymczasem staruszka nadal pukała do drzwi, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jest obserwowana. Jaś nadal miał wątpliwości. Kapturek nalegała. Staruszka niecierpliwiła się. Jaś się wahał. Kapturek sięgała po coraz mocniejsze argumenty, których tu nie przytoczę przez wzgląd na was, drogie dziatki. Gdy już zdawało się, że nie ma wyjścia z impasu, zniecierpliwiona staruszka wypowiedziała Brzydkie Słowo. To przeważyło. Pamiętajcie dzieci, nie używajcie brzydkich wyrazów. Kto wie jakie mogą być konsekwencje.

Jaś, który ludzi mówiących Brzydkie Słowa nie lubił tak bardzo, jak tych zjadających pierniczki, podjął, ku wielkiej radości Czerwonego Kapturka, prawdziwie męską decyzję. Wyrok zapadł. Jaś razem z Kapturkiem rączo wybiegli z piwniczki i zgodnie ruszyli w kierunku drzwi. Gdy Kapturek zaczęła otwierać drzwi, Jaś biegiem wrócił do piwniczki po ukrytą tam piłę łańcuchową. Powietrze zgęstniało od unoszących się w nim negatywnych wibracji. Emocje sięgały zenitu. Kapturek nacisnęła już klamkę, Jaś uruchamiał piłę. Drzwi zaczęły się stopniowo uchylać. Kapturek spojrzała na Jasia trzymającego piłę i zdążyła jeszcze powiedzieć: 'Jasiu, jaki ty jesteś męski.' Chwilę później nie miała już głowy.

Jaś z przerażeniem spoglądał na staruszkę, która nagle przestała się garbić. Stanęła wyprostowana, zdjęła chustkę, która odsłoniła jej siwe, długie włosy. W jej ręku błyszczał srebrny miecz, na którym czerniła się czerwona krew Czerwonego Kapturka. Jaś zawył z gniewu i rozpaczy. Mroczny Las nigdy nie słyszał tak przejmującego wrzasku.

- Ty głupia starucho - krzyknął - jak mogłaś ją zabić. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś.
- Tak - odpowiedziała staruszka. - Zabiłam Czerwonego Kapturka. Teraz już nic nie będzie takie samo. A teraz drogi Jasiu czas na ciebie.
- Po moim trupie - dość głośno i bezsensownie krzyknął Jaś. - Nie wolno ci mnie zabić. Chroni mnie prawo. 4 konwencja bajkowa wyraźnie zakazuje wyrządzania dzieciom w bajkach trwałej krzywdy.
- Prawo cię chroni Jasiu, ale ja nie mam z nim nic wspólnego. To nic osobistego mój chłopcze. Czyniłeś Zło, a teraz pora ponieść konsekwencje. Ja jestem twoją sędziną i katem.

Staruszka już zbliżała się do Jasia, wymachującego piłą łańcuchową. Wypowiedziała magiczne słowo, i w tym momencie piła Jasia zamieniła się w zwietrzałego łososia. Jaś odrzucił go z obrzydzeniam, krzycząc równocześnie rozpaczliwie:
- To nie fair. Mój Boże, czy nie ma już pomocy dla syna wdowy!?

Wydawało się, że nic już nie ocali biednego Jasia, staruszka szykowała się do zadania ostatecznego ciosu.
- Dlaczego?- spytał jeszcze Jaś.
- W imię zasad. - Odpowiedziała staruszka i zamachnęła się. W tym momencie rozległ się huk. Jaś z przerażeniem patrzył, jak głowa staruszki rozpada się na wiele, wiele, naprawdę wiele kawałków.

Gdy martwa staruszka upadła oczom Jasia ukazał się stojący w drzwiach mężczyzna z kałasznikowem.
- Chyba pomyliłem bajkę - wymamrotał. - Może nie powinienem jej zabijać, ale nie znoszę jak ktoś kradnie moje teksty. Trzymaj się Jasiu, odchodzę w kierunku zachodzącego słońca, bo w zasadzie to nie chce mi się z tobą gadać.

I odszedł w kierunku zachodzącego słońca, choć noc była ciemna.

A Jaś żył długo i szczęśliwie.

W Mrocznym Lesie nigdy już nie było słychać jęków. Jaś nadal szuka nowej partnerki życiowej. Czerwony Kapturek śpi snem wiecznym. Ziemia nadal bezsensownie krąży wokół słońca. Małgosia ciągle krzyczy. Przesłanie nadal pozostaje ukryte.

Miłych snów drogie dzieci. Dobranoc.

KONIEC

1997r.
Valid XHTML 1.1! Creative Commons License