########:::'######::'##:::'##::'######::'##::::'##:'####:'##:::'##::::'###:::
##.... ##:'##... ##:. ##:'##::'##... ##: ##:::: ##:. ##:: ##::'##::::'## ##::
##:::: ##: ##:::..:::. ####::: ##:::..:: ##:::: ##:: ##:: ##:'##::::'##:. ##:
########::. ######::::. ##:::: ##::::::: #########:: ##:: #####::::'##:::. ##
##.....::::..... ##:::: ##:::: ##::::::: ##.... ##:: ##:: ##. ##::: #########
##::::::::'##::: ##:::: ##:::: ##::: ##: ##:::: ##:: ##:: ##:. ##:: ##.... ##
##::::::::. ######::::: ##::::. ######:: ##:::: ##:'####: ##::. ##: ##:::: ##
.::::::::::......::::::..::::::......:::..:::::..::....::..::::..::..:::::..:
::::::::::'#######::'########:'####::::'###::::'########::'##:::'##::::::::::
:::::::::'##.... ##: ##.....::. ##::::'## ##::: ##.... ##:. ##:'##:::::::::::
::::::::: ##:::: ##: ##:::::::: ##:::'##:. ##:: ##:::: ##::. ####::::::::::::
::::::::: ##:::: ##: ######:::: ##::'##:::. ##: ########::::. ##:::::::::::::
::::::::: ##:::: ##: ##...::::: ##:: #########: ##.. ##:::::: ##:::::::::::::
::::::::: ##:::: ##: ##:::::::: ##:: ##.... ##: ##::. ##::::: ##:::::::::::::
:::::::::. #######:: ##:::::::'####: ##:::: ##: ##:::. ##:::: ##:::::::::::::
::::::::::.......:::..::::::::....::..:::::..::..:::::..:::::..::::::::::::::



                                                         Dla Marcina Sieńki
                                            - zamiast logicznych argumentów


   Nazywam się Kasia. To znaczy Katarzyna Górecka. Mam pisać pamiętnik,
bo jestem słaba z samoświadomości. I muszę pisać a nie zwyczajnie
dyktować do komputera... komputerowi? To się później poprawi. Zaznaczę
sobie gwiazdkami ********
   Faktycznie, jak się pisze, to się człowiek zastanawia nad tym, co chce
powiedzieć, a nie tak po prostu klepie, co mu ślina na język przyniesie.
Tak powiedziała pani Blanka od samoświadomości.
   Mam pisać o tym, co się ze mną dzieje, odkąd umarł Konrad. Konrad to
był mój brat cioteczny. Nie lubiłam go, bo był zarozumiały i mówił, że
dziewczyny się nie znają na technice. Tak jakby on się znał! Miał cały
pokój zawalony różnymi urządzeniami na pół porozkręcanymi, a żadne nie
działało. Tylko się przechwalał, jakie to one będą doskonałe, jak już je
ulepszy. Teraz ciotka Ineza w kółko opowiada, jaki to on był zdolny i jak
chciał ulepszać te urządzenia i jakie to one by były cudowne, gdyby "dane
mu było" je dokończyć. W pokoju Konrada wszystko zostało po staremu, nic
dziwnego, że ciotka Ineza ma uczucie, że on tam zaraz wejdzie...
   Ale miało być o mnie. Ja teraz chodzę do innej szkoły. Zresztą wszystko
się zmieniło po śmierci Konrada. Tata mówi, że to tragiczne wydarzenie
wycisnęło piętno na całej naszej rodzinie i uświadomiło nam... coś nam
uświadomiło, w każdym razie. Że jesteśmy związani czy że mamy jakieś
związki, nie pamiętam dokładnie. Ja nie byłam na procesie, bo proces był
tylko dla dorosłych, ale resocjalizacja jest dla wszystkich, bo to
tragiczne wydarzenie odbiło się na całej rodzinie i wszyscy wymagamy
pomocy. Oczywiście ten chory nieszczęśnik, który zabił Konrada, wymaga
największej pomocy, ale my wszyscy też. No i właśnie dlatego chodzę do
nowej szkoły, gdzie są takie przedmioty jak samoświadomość i wprowadzenie
do resocjalizacji. No i musieliśmy się przeprowadzić, bo nie było nas
stać na spłacanie rat za domek. Mama płakała, kiedy pakowała rzeczy.
Udawała, że nie, ale płakała... żałowała swoich roślinek z ogródka.
   Mama nie mieszka teraz z nami. Pan psychiatra wszystko nam wytłumaczył,
mnie i Baśce i Piotrkowi. Mama jest chwiejna emocjonalnie i niedojrzała
społecznie i wywierałaby destrukcyjny wpływ na całą rodzinę. Musi przejść
specjalną terapię i niedługo wróci i wszystko będzie dobrze. Nie tak, jak
przedtem, bo czasu nie można cofnąć, a to tragiczne wydarzenie wywarło
zbyt duży wpływ na całą naszą rodzinę, ale będzie dobrze.
   Mam nadzieję, że mama wróci przed Wielkanocą. Zawsze pomagałam jej piec
ciasta, a Baśka i Piotrek krasili pisanki... Bez ciast mamy to nie będzie
prawdziwa Wielkanoc.

-----

   Tata z wujkiem Wojtkiem liczyli dzisiaj podatki i cieszyli się, bo
dostaniemy zwrot. To dlatego, że od podatku można sobie odpisać wszystkie
koszty resocjalizacji. Te koszty to strasznie dużo pieniędzy, bo ten
chory nieszczęśnik, który zabił Konrada, przechodzi trzy bardzo kosztowne
kuracje. Te kuracje nakazał sąd, więc nie można ich było negocjować, tak
jak wyposażenia celi, tylko trzeba płacić bez gadania. Może pojedziemy
latem nad morze... E, pewnie nie. Tata mówił, że można wykupić dodatkową
kurację dla mamy, żeby szybciej wróciła do domu. Najbardziej bym chciała,
żebyśmy pojechali nad morze razem z mamą, ale na to nie ma co liczyć.
   Na samoświadomości mieliśmy dzisiaj wybaczanie. Mnie się upiekło, bo
na samym początku lekcji Radek powiedział, że on nie umie wybaczyć temu
choremu nieszczęśnikowi, który zgwałcił i okaleczył jego mamę, więc pani
Blanka maglowała go aż do dzwonka. I tak nie wybaczył.

-----

   Dziś przyszły wyniki testów. Padło na mnie. Z całej rodziny to właśnie
ja mam "psychikę ofiary".

-----

   Wiem, że powinnam się cieszyć. Kocham Baśkę i Piotrka i powinnam się
cieszyć, że ci, których kocham, ocaleją. No i dzięki mnie ten chory
nieszczęśnik będzie miał szansę powrotu do zdrowia. Społeczeństwo ma
obowiązek resocjalizacji przestępców i musi ponosić niezbędne koszty tej
resocjalizacji. Dotychczasowe terapie nic nie dały, więc przyszedł czas
na zintensyfikowanie leczenia. Będę chodzić na specjalne zajęcia, na
których nauczę się, jak mam się zachowywać podczas gwałtu, żeby sprawić
jak największą satysfakcję temu choremu nieszczęśnikowi. Cały gwałt
będzie sfilmowany, a ten film będzie podstawą nowych, specjalnych zajęć
dla tego chorego nieszczęśnika, na których on będzie mógł zrozumieć
własne motywy. Psychiatrzy pomogą mu zanalizować, co sprawia mu
największą przyjemność w gwałceniu i zabijaniu i dlaczego. To jest
pierwszy krok do resocjalizacji. On musi zrozumieć własne motywy, żeby
móc zastąpić swoje chore zachowania zachowaniami społecznie
akceptowanymi.
   Chyba miałam nadzieję, że padnie na Piotrka. Myślałam, że ten chory
nieszczęśnik lubi gwałcić i zabijać tylko chłopców... ale gdyby tak było,
to robiliby testy tylko chłopcom z rodziny.

-----

   Dziś na historii przerabialiśmy początki resocjalizacji. Kiedyś było
tak, że chorzy nieszczęśnicy przechodzili wszystkie terapie i jeśli
wyglądało na to, że są wyleczeni, to byli wypuszczani. Oczywiście te
terapie wcale nie były skuteczne, bo nie stosowano właściwych metod, więc
na wolności chorzy nieszczęśnicy robili znowu to, co natura im dyktowała,
tylko, że ofiary wybierali przypadkowo i nie było z tego żadnego pożytku
dla ich resocjalizacji. Kiedy znowu trafiali do szpitala, poddawano ich
tym samym kuracjom, które oczywiście też nic nie dawały. To było bez
sensu. Koszty społeczne były niewspółmiernie wyższe, niż obecnie, a procent
wyleczonych był znikomy. Teraz jest lepiej.
   Ciotka Ineza była dzisiaj u nas. Nie opowiadała o Konradzie. W ogóle
mało mówiła. Patrzyła tylko na mnie i obracała obrączkę na palcu. W pewnej
chwili zaczęła mówić, że czegoś nie może zrozumieć, ale wujek Wojtek jej
przerwał i powiedział, żeby lepiej nic nie mówiła, bo jego nie stać na
następne kuracje. Potem wujek zaczął mówić, że właściwie to ich nie stać
już na nic, ale z kolei tata go uciszył. Ale ja i tak wiem, że wujek Wojtek
i ciotka Ineza płacą najwięcej na tego chorego nieszczęśnika, bo są
najbliższą rodziną Konrada. Najbliższa rodzina ofiary ponosi najwyższe
koszty, to zupełnie naturalne. Uczyłam się o tym na resocjalizacji.

-----

   Dziś miałam pierwsze zajęcia z psychologii ofiary. Prowadzi je bardzo
miły pan, który pomyślnie przeszedł resocjalizację. Kiedyś musiał zabić
dziecko, żeby się zaspokoić, a teraz realizuje swoje specyficzne potrzeby
w społecznie akceptowany sposób i jeszcze mu za to płacą. Ewa spytała,
ile dzieci zabił podczas resocjalizacji. Powiedział, że czworo, ale to
tylko dlatego, że te dzieci były źle przygotowane. Gdyby to on -
dzisiejszy - je przygotowywał, to w zupełności wystarczyłoby dwoje.
Poniżej dwojga podobno bardzo trudno jest zejść.
   Po lekcjach poszłam do Ewy, żeby obejrzeć jej strój do trumny. Sukienka
jest śliczna, jedwabna, w tym odcieniu czerwonego, który najbardziej
lubię. Ma mnóstwo falbanek i trzy marszczone halki, bo musi się dobrze
układać, kiedy się leży. Pantofelki są z prawdziwej skóry, ze złoconymi
klamerkami i spodami. Ewa mówiła, że kiedy była u Kryśki, to Kryśka
starsznie zadzierała nosa tylko dlatego, że jej sukienka jest biała i że
ma do niej wianek. A przecież ten chory nieszczęśnik, który zabił babcię
Kryśki, lubi masakrować swoje ofiary, więc ta kretynka powinna się raczej
zastanowić, czy w ogóle będzie na co jej założyć ten wianek.
   Ja chyba będę chciała żółtą sukienkę. Słoneczny żółty kolor pasuje
brunetkom.

-----

   Tata wykupił tę specjalną kurację dla mamy, ale powiedział, że
prawdopodobnie mama nie wróci przed Wielkanocą. Nie powiedział, że to
przeze mnie, ale wiem, że tak myśli. Tata cieszy się, że nie padło na
Piotrka, ale wie, że mama mnie najbardziej kocha, więc sam już nie wie,
co ma myśleć.
   Teraz mam cały pokój tylko dla siebie. Piotrek zgodził się wziąć Baśkę
do siebie, pod warunkiem, że będę opowiadać jego kolegom, czego się uczę
na psychologii ofiary. Chyba bardzo mu na tym zależało, bo nawet się
specjalnie nie targował.

-----

   Myślę, że wszystko rozumiem tak, jak trzeba. Jesteśmy ludźmi i musimy
zachowywać się humanitarnie..........
   Chyba wolałabym, żeby resocjalizacja nie była tak udoskonalona. Kiedy
chorzy nieszczęśnicy polowali na ulicach na ofiary, miało się przynajmniej
jakąś szansę. Ja nie mogę uciec.
   Gdybym tylko mogła zobaczyć mamę, zanim to się stanie. Ale nie pozwolą
mi. To by się źle odbiło na jej kuracji.

-----

   Dzisiaj piszę ostatni raz. Jestem teraz w takim specjalnym internacie
z kratami w oknach, bo uciekłam. Chowałam się na działkach, bo tam są
warzywa, które można jeść i altanki, w których można mieszkać. Chowałam
się tam przez trzy dni. Chciałam uciec za granicę albo gdzieś...
   Złapali mnie pod płotem tego ośrodka, gdzie jest mama. Panowie
policjanci mnie złapali. Powiedzieli, że w ogóle mnie nie szukali, tylko
czekali na mnie pod tym ośrodkiem. Spytałam, skąd wiedzieli, że przyjdę,
a wtedy jeden pan policjant zaśmiał się jakoś tak dziwnie, a drugi
powiedział, że obejrzeli tylko wyniki moich testów i od razu wiedzieli,
że przyjdę - bo mam psychikę ofiary i zachowuję się jak ofiara, czy tego
chcę czy nie.
   Powiedziałam, że tego nie rozumiem... że ciągle nie rozumiem, co to
znaczy mieć psychikę ofiary, chociaż miałam tyle lekcji w szkole...
A wtedy ten pan policjant wyjął pistolet i dał mi go. Powiedział, żebym go
zastrzeliła. "Jeśli to zrobisz, będziesz żyć" - tak powiedział, chociaż
ja już zrozumiałam. Gdybym go zastrzeliła, to JA stałabym się biedną
nieszczęśnicą... Wszyscy by mi współczuli i pomagali i resocjalizowali by
mnie...
   I zrozumiałam też, dlaczego on mi dał ten pistolet. Nic nie ryzykował.
Nie mogłam go zastrzelić. Próbowałam nacisnąć spust, ale po prostu nie
mogłam... Testy były uczciwe. Wszystko, w co nie chciałam uwierzyć, jest
prawdą. Mam psychikę ofiary i nadaję się tylko na ofiarę.
   W każdym razie jednym nie muszę się martwić - na pewno dobrze wypadnę
na tym filmie.
© Copyright by Antonina Liedtke, Warszawa, 1997



Opowiadanie pochodzi ze strony Antoniny Liedtke. Możliwość wirtualnego przedrukowania go tutaj jest wielką przyjemnością.
Myślę, że ta kolorystyka jest znacznie sympatyczniejsza. ;-)


[Coś pokrewnego.] ­><­ [Strona główna.] ­><­ [Coś z zupełnie innej beczki.]

Stronę popełnił: Marcin Sieńko
Data ostatniej aktualizacji: 04. 11. 2003