Szczęśliwi ci, co dzięki długotrwałemu obcowaniu z dziełem tak dobrze
przyswoili sobie język, że posługują się nim tak, jakby to był ich
własny język. Gdy słuchamy tych wirtuozów, niekiedy tylko nasuwa się
nam pytanie, czy przypadkiem nie biorą oni za zrozumienie doktryny
tego, co jest jedynie łatwością mówienia o niej.
2 Tak pisał E.
Gilson o specjalistach od doktryny Heideggera. Czuć w tym pewną
frustrację człowieka, który być może sam nie był w stanie nabrać
wspomnianej łatwości mówienia o filozofii Heideggera. Jakże bliskie są
te słowa mnie, prostemu studentowi. Pozostaje mi zatem schylić z
pokorą głowę przed bardziej predestynowanymi do mówienia o Heideggerze
i im pozostawić to jakże interesujące zadanie.
Na szczęście jednak owa łatwość mówienia językiem Heideggera nie jest niezbędna do życia. Co ważniejsze nie jest też ona niezbędna do tego, by podążać drogą myślenia, o której Heidegger wspomina w słowach, które uczyniłem mottem tego eseju. A nie przypadkowo jego właśnie słowa znalazły tam swe miejsce. Zamierzam wszak w tym eseju podążyć jedną z dróg wskazywanych właśnie przez Heideggera. Zamierzam podążyć szlakiem idei światoobrazu i spróbować wskazać kilka mniej lub bardziej odległych odbić tej idei. Nim jednak ruszymy w wędrówkę drogą myślenia o światoobrazie, warto przyjrzeć się dokładniej drogowskazowi postawionemu przez Heideggera w tekście Czas światoobrazu.
Czymże jest światoobraz? Jest to nasz obraz świata, po prostu. Przy czym pod słowem świat kryje się byt w całości czyli kosmos, przyroda, dzieje a także zasada świata (jakakolwiek by nie była). Słowo obraz domaga się obszerniejszego komentarza. Wszak to właśnie moment, w którym świat staje się obrazem jest wg Heideggera kluczowym etapem przemian, w wyniku których rodzi się nowożytność. Wcześniej musiało zajść wiele istotnych zmian w świadomości ludzi, by możliwe stało się takie spojrzenie na świat. Nie czas to jednak i nie miejsce by prześledzić narodziny nowożytności i światoobrazu - nas interesują głównie efekty tych przemian. Mianowicie to, że mamy obraz świata. Spróbujmy wyjaśnić co to właściwie znaczy?
Sięgnijmy do wspomnianego tekstu Heideggera. Zyskać obraz czegoś
znaczy postawić przed sobą sam byt, takim właśnie, jak z nim stoi
sprawa, i w ten sposób postawiony stale mieć przed sobą. Mamy obraz
czegoś znaczy nie tylko, że byt został nam w ogóle przedstawiony, lecz
że stoi przed nami ze wszystkim, co do niego należy i co jest w nim
zestawione, jako system. Mieć obraz - w tym dźwięczy też: rozeznanie,
gotowość i odpowiednie nastawienie.
3 W tym krótkim fragmencie
znajdujemy wiele cech istotnych dla światoobrazu. Spróbujmy jednak
wyrazić to w bardziej zrozumiały sposób. Konieczne staje się tu jakieś
zinterpretowanie tych słów, choć to naturalnie wiąże się z ryzykiem
dokonania błędnej interpretacji.
Zyskaliśmy obraz świata. Obraz jest czymś zasadniczo różnym od oryginału. Świat mógł być w najlepszym przypadku modelem dla tego obrazu. Gdy już zdobyliśmy obraz, postawiliśmy go przed sobą stwierdzając: Tak oto wygląda świat. Następnie zaczęliśmy poruszać się po świecie trzymając przed oczami jego obraz, jak mapę. I z czasem w mapę/obraz pokładaliśmy coraz więcej zaufania, coraz rzadziej patrząc na sam świat. W końcu obraz całkowicie przesłonił nam świat. Więcej - zaczęliśmy traktować obraz jak świat. On stał się naszym światem. A może zawsze nim był, a my nigdy nie widzieliśmy prawdziwego świata?
Z obrazu świata czerpiemy swoją wiedzę (rozeznanie) o tym jak wygląda świat. Dzięki tej wiedzy mamy świadomość tego, co w tym świecie jest możliwe, a co nie. Ufamy informacjom o takich ograniczeniach. Gdy wiemy już co i jak i jesteśmy gotowi działać zgodnie z tym rozeznaniem. Zwłaszcza, że przeważnie takie działanie przynosi wymierne efekty.
Doskonałym przykładem funkcjonowania wspomnianego mechanizmu jest
nowożytna nauka. Natomiast wypływająca z nauki technologia może nam
posłużyć za przykład zalet, które płyną z takiego podejścia do świata.
Zatem przyjrzyjmy się bliżej nauce. Pozwoli to nam lepiej zrozumieć
rolę światoobrazu we współczesnym świecie oraz nadzwyczaj silne
przywiązanie ludzi do światoobrazu. Znów sięgnijmy do jakże
nieocenionego Heideggera. W Czasie światoobrazu napisał: Nauka
nowożytna opiera się na projektach określonych dziedzin przedmiotowych
i zarazem rozdrabnia się w nich. Projekty te kształtują się w
odpowiedniej zabezpieczonej rygorem procedurze. Każda obowiązująca w
danym czasie procedura organizuje się w eksploatację. Projekt i rygor,
procedura i eksploatacja, potrzebne sobie nawzajem, składają się na
istotę nowożytnej nauki, czynią ją badaniem.
4
Zatem działalność naukowa przebiega według następującego schematu: Na początek tworzymy projekt, który określa nam dziedzinę przedmiotową i podstawy teoretyczne naszej naukowej działalności. Dziedzin i teorii jest tyle ile nauk, stąd rozdrobnienie na nauki szczegółowe i coraz węższa specjalizacja naukowców. Konsekwencją tego rozdrobnienia jest pewna niewspółmierność pojęciowa pomiędzy poszczególnymi naukami. Każda nauka szczegółowa (każdy projekt) jest nierozdzielnie związana z własnym językiem. Dlatego trudno porozumieć się naukowcom z różnych dziedzin, gdyż stoją za nimi różne projekty, które niekoniecznie do siebie przystają. Czasem nawet w ramach jednej nauki poszczególne projekty są tak od siebie odległe, że niemożliwe jest ich pogodzenie. Za przykład może posłużyć fizyka, której część poświęcona ciałom bardzo małym (fizyka kwantowa) nijak nie może się stopić w jedną całość z częścią poświęconą ciałom bardzo dużym (Ogólna Teoria Względności).
Gdy mamy już projekt, rzutujemy go na świat i naszą mniej lub bardziej sztucznie wyodrębnioną dziedzinę przedmiotową. Owo rzutowanie odbywa się za pośrednictwem procedur - metodologicznych reguł działania, nakazów, zakazów itp. To procedury uczą nas jak badać, na co zwracać uwagę, jak interpretować wyniki eksperymentów. Inaczej mówiąc uczą nas tak patrzeć na świat, aby pasował do projektu. Czy może raczej zmuszają nas do patrzenia na świat przez pryzmat projektu. Przeróżne rygory dbają o to, byśmy nie zbaczali ze szlaku wytyczanego przez procedury. To wszak oznaczałoby sprzeniewierzenie się projektowi a do tego nie można dopuścić. Zatem działalność naukowa nie podlegająca procedurze jest odrzucana i opatrzana jakimkolwiek mianem w rodzaju nienaukowej, oszołomskiej, błędnej. Gdyby wyrazić to językiem Wittgensteina (późnego), można by powiedzieć, że nauka jest swoistą grą językową. Jeśli chcemy w nią grać, po prostu musimy zaakceptować jej zasady czyli projekt wraz z procedurami i rygorami (dozwolone posunięcia). W przeciwnym razie gra nie ma sensu. Jest niemożliwa.
Mamy już projekt i odpowiednie procedury i rygory. To wszystko razem zaś służy eksploatacji świata (czyli światoobrazu) poprzez projekty oraz dalszej eksploatacji pewnych projektów, by jeszcze lepiej eksploatować świat. Na drodze eksploatacji możemy czerpać z naukowej działalności całkiem wymierne korzyści. Możemy nie tylko wyrachować pewne interesujące nas rzeczy, lecz także wytwarzać różne zabawki, do których już tak jesteśmy przyzwyczajeni - telewizory, samochody, komputery i całą nowoczesną cywilizację.
Powróćmy na bardziej ogólną płaszczyznę światoobrazu. Dziedziny przedmiotowe wyznaczane przez projekty poszczególnych nauk są zwykle stosunkowo niewielkie. Jednak w skali zagadnień ogólnych opisany mechanizm również funkcjonuje. W tej perspektywie światoobraz to poniekąd projekt, który za dziedzinę przedmiotową bierze sobie cały świat. Ten projekt to nasza wiedza o świecie. Zawiera on w sobie różne, pomniejsze projekty. Zawiera on zarówno nastawienia i oczekiwania względem świata, jak i przekonania dotyczące tego, co można a czego nie można w tym świecie zrobić - oto procedury i rygory. Cały zaś światoobraz nowożytności jest ukierunkowany na jeden cel eksploatację i podbój świata jako obrazu. Na życie po prostu. Jednak aby w spokoju poddawać się eksploatacji naszego światoobrazu musimy zapomnieć o jego umowności. Tożsamość świata i światoobrazu musiała stać się prawdą a przynajmniej zyskać status oczywistości. I tak też się stało. Światoobraz w którym żyjemy stał się czymś niepodważalnym. Do tego stopnia, że przestaliśmy nawet zauważać jego umowność.
Jakie jest miejsce człowieka w takim świecie? Człowiek kontaktuje się z rzeczywistością poprzez reprezentacje świata - obrazy i przedstawienia - oto podstawowe założenie nowożytnej metafizyki. Człowiek w światoobrazie może określić siebie i swoje miejsce tylko w jeden sposób - poprzez swój pogląd na świat, poprzez swój światopogląd, poprzez swoje relacje ze światoobrazem. Nie ma możliwości określenia się wobec samego świata bo nie dostrzega już prawdziwego świata, który leży gdzieś w tle za światoobrazem. Człowiek woli zatem pozostawać w światoobrazie bo tam przynajmniej wie czego się trzymać. A jeśli czegoś nie wie, to może to sobie z łatwością wyrachować. Ta pozycja daje mu wrażenie władzy nad światem, możliwość eksploatacji, technikę. I dlatego też walczy w obronie tej pozycji. Sprzeciwia się wizjom, które mogły by ową pozycję podważyć. Tak oto świat stał się areną wojny światopoglądów. To, który światopogląd zwycięży, zadecyduje o tym, jaką formę przybierze światoobraz i w jakim kierunku się rozwinie. W jakim kierunku rozwinie się świat.
Tymczasem jednak wyjrzenie poza światoobraz jest co najwyżej możliwe do pomyślenia. Nie można zanegować światoobrazu nadal w nim funkcjonując. Jedynym sposobem dotarcia do "prawdziwego" świata może być stopniowe podważanie światoobrazu, pytanie i przez to sięganie do podstaw - słowem heideggerowski rzetelny namysł.
Tyle Heideggera. Czas najwyższy porzucić kontemplowanie drogowskazu i ruszyć wreszcie w drogę. Przywoływany tutaj tekst Heideggera Czas światoobrazu pochodzi z 1938 roku. Stał się już niemal dostojnym klasykiem, ale poruszane w nim zagadnienia pozostają żywe. Echa idei światoobrazu można odnaleźć w różnych miejscach. Spróbujmy ruszyć więc szlakiem luźnych skojarzeń i wskazać kilka idei, które mogą być jakimś odbiciem światoobrazu. Opisem tej samej idei w nieco innym języku.
Pierwsze kroki naszej wędrówki warto skierować ku filozofii nauki, by potem ruszyć ku epistemologii. Pozwoli to nam zaczynając od nauki, jako przykładu funkcjonowania opisywanego przez Heideggera mechanizmu, uzyskiwać w czasie wędrówki coraz szerszą perspektywę i ostatecznie dojść do rozważań dotyczących całego światoobrazu. Nie jest tu moim celem wskazywanie nawiązań do myśli Heideggera. Bynajmniej. Chodzi raczej o wskazanie pewnego podobieństwa idei. Wszak przyjmując heideggerowską wizję światoobrazu możemy spokojnie założyć, że tak wszechobecne tło prześwituje także przez inne idee, jeśli nie poprzez wszystkie. Skoro żyjemy w czasie światoobrazu, wszystkie idee muszą się w jakimś stopniu z nim łączyć.
Obraz świata, który towarzyszyć będzie naszym rozważaniom jest w przybliżeniu następujący: Nasz świat to nasz światoobraz czyli suma naszej wiedzy o świecie. W tym światoobrazie zawarte jest nasze rozeznanie dotyczące świata, nasze nastawienie doń, i ogólne podejście do świata i życia. Mówiąc krótko - cała nasza wiedza - dyskursywna i nie. A na terenie wyznaczanym przez światoobraz toczy się to, co Heidegger nazywał walką światopoglądów.
Na starcie przyjrzyjmy się przez chwilę wzajemnym relacjom pomiędzy światopoglądami a światoobrazem. Światoobraz jest tłem, środowiskiem, w którym funkcjonują poszczególne światopoglądy. Na światopoglądy zaś składają się różne, uznawane przez nas za słuszne, projekty. Możemy w tym miejscu znów posłużyć się przykładem nauki. Na światoobraz rzutowane są projekty poszczególnych nauk. Projekty te bywają, jak już uprzednio zostało wspomniane, niespecjalnie do siebie dopasowane, a czasem wręcz niespójne. Nadal jednak pozostają projektami naukowymi. Zakładamy tym samym, że obok projektów poszczególnych nauk istnieje coś, co można nazwać projektem nauki w ogóle. Ten ogólny projekt wyznacza dziedzinę przedmiotową wszystkich nauk. Dopiero do tak wyznaczonego terenu odnoszą się projekty poszczególnych nauk.
Rzućmy okiem na metodologię nauk. Jeśli zaakceptować istnienie heideggerowskiego światoobrazu, możliwe powinno być znalezienie ukrytych tam procedur i rygorów, chroniących projekt tego, co nazywamy współczesną nauką. Przy tym można wyodrębnić dwa możliwe cele metodologii nauk. Po pierwsze może mieć ona na celu opisanie różnicy pomiędzy wiedzą w ogóle (którą można ostrożnie zidentyfikować ze światoobrazem) a projektami nauk. Z drugiej strony jej celem może być wytyczenie takiej granicy. Pierwsza możliwość odpowiadałaby metodologiom opisowym, druga - normatywnym. W obu przypadkach jednak napotykamy rygory i procedury, które pełnią rolę granic.
Przypatrzmy się bliżej jednej z prób wskazania bądź wytyczenia wspomnianych granic dziedziny przedmiotowej nauki. Taką próbą były rozważania dotyczące kryterium demarkacji. Kryterium to miało być po prostu rygorem dbającym o to, by projekty poszczególnych nauk nie wykraczały poza teren wyznaczony przez projekt nauki w ogóle. Dlaczego taki rygor jest w ogóle potrzebny? Bez takiego kryterium mielibyśmy do czynienia z nieustanną wojną światopoglądów - jak to się dzieje na przykład w filozofii. Nauka zaś dąży do jedności. Na przykład fizycy zdołali się porozumieć i zgodzić na jeden (no, może dwa) podstawowy projekt, dzięki czemu mogą szczycić się mianem ścisłych naukowców. Kryterium demarkacji pozwala wyeliminować liczne projekty jeszcze zanim na dobre przystąpią do walki. Sama walka zyskuje przeto na elitarności i jasności.
Z takiej perspektywy kryterium demarkacji okazuje się po prostu rodzajem broni wymierzonej przeciw "wrogim" projektom. Bronią przydatną w walce światopoglądów. Kryterium takie zawęża pole bitwy i ilość walczących stron. Co zatem oznacza śmierć problemu kryterium demarkacji ogłoszona przez Larrego Laudana w artykule Zgon problemu demarkacji? Czy tylko tyle, że niemożliwe jest stworzenie projektu nauki w ogóle i wyodrębnienie odpowiedniej dziedziny przedmiotowej, gdyż poszczególne projekty nadal są zbyt różnorodne? Czy może jest to tylko próba rozbrojenia jednego światopoglądu podejmowana przez zwolenników światopoglądów konkurencyjnych?
Naturalnie kryterium demarkacji nie było jedynym, które musiały i muszą spełniać zdania pretendujące do miana naukowych. Lista przeróżnych cech, którymi powinny legitymować się takie zdania i działania jest bardzo różnorodna i często się zmienia. Również tu nie udało się jak dotychczas osiągnąć pełnej zgody. Światoobraz jest planem, na który mogą być rzutowane przeróżne projekty, często sprzeczne ze sobą. A jedność jest efektem zawieranych pokojów i sojuszów. Jedność w ramach jakiejkolwiek dziedziny przedmiotowej - niezależnie od tego, czy chodzi o naukę szczegółową czy też o naukę w ogóle - jest wyłącznie skutkiem dobrej woli tych, którzy akceptują dany projekt. W wojnie światopoglądów łatwiej było pogodzić się na bardziej szczegółowym planie, podczas gdy zgoda na planie ogólniejszym, nauki w ogóle, okazała się niemożliwa.
Wobec różnorodności projektów naukowych i idącej z nią w parze różnorodności dziedzin przedmiotowych, nie udało się jasno wskazać cech charakterystycznych dla wszystkich naukowych projektów. Co oczywiście pozwala nauce nadal się rozwijać a filozofom analizować zmiany zachodzące w projekcie nauki. Idea światoobrazu przewijała się w tych rozważaniach pod wieloma nazwami. Światoobraz prześwituje przez pojęcie wiedzy towarzyszącej, paradygmat Kuhna czy przez poglądy Feyerabenda. A co ważniejsze znajduje on swe odbicie również we współczesnej epistemologii. Przenieśmy się zatem na nieco szerszą perspektywę epistemologii, dzięki czemu być może zobaczymy, że Heidegger okazuje się zaledwie jednym z wielu "proroków światoobrazu".
Rozważając problem wiedzy stajemy przed analogiczną trudnością jak w przypadku nauki - z całego zbioru naszych mniemań usiłujemy wyodrębnić jakąś specyficzną część, którą nazwiemy wiedzą. Bo przecież wiedza jest, a przynajmniej powinna być, czymś więcej niż zwykłe mniemanie. Klasyczna teoria wiedzy domagała się, by mniemanie pretendujące do miana wiedzy było prawdziwe i uzasadnione. Tu natychmiast wpadamy w problemy dotyczące prawdy i uzasadniania. I znów mamy do czynienia z kryteriami, które mają ograniczyć ilość potencjalnych światopoglądów i przez to ułatwić nam wybór i życie. A w tendencjach pojawiających się w postulowanych rozwiązaniach tych problemów z łatwością można dostrzec echa idei światoobrazu.
Próba sformułowania realistycznej teorii prawdy napotyka na wciąż trudne do pokonania przeszkody. Teorie nierealistyczne zaś ostatecznie sprowadzają nas do prawdy uzależnionej nie od świata, lecz od naszego obrazu świata. Od światoobrazu po prostu. Do podobnych wniosków możemy dojść przyglądając się rozwiązaniom problemu uzasadniania. Sen o niewątpliwym, dogmatycznym uzasadnianiu rozwiał się jak mgła w powiewach fallibilizmu. Fallibilistyczne rozwiązania zaś znów można sprowadzić do idei światoobrazu. Czy to koherencjonizm czy na przykład fragmentaryzm Poppera czy też holizm Quine'a - zawsze mamy do czynienia z uzasadnianiem jednego światopoglądu przez inny. Jednej części światoobrazu przez inną jego część. Światopogląd wspiera się ostatecznie na światoobrazie, nie na świecie.
Jak widać znów pojawiają się przeróżne kryteria i warunki, które jednak ostatecznie prowadzą do opisywanej przez Heideggera wizji światoobrazu jako terenu walki światopoglądów. Nawet najbardziej zatwardziali realiści muszą się pogodzić z prymatem światoobrazu. A przecież prócz różnej maści realistów i racjonalistów, w filozofii mamy cały nurt postmodernistyczny, który dość otwarcie uznaje istnienie i prymat obrazu świata. Za przykład może tu posłużyć koncepcja simulacrum opisywana przez Baudrillarda. Idea światoobrazu wyraźnie ukazuje nam się przez porównanie współczesnej koncepcji simulacrum ze średniowiecznym mimesis. O ile w Średniowieczu wszystkie symbole odnosiły się do realnego świata, były znakami odnoszącymi się do jakichś bytów istniejących w realnym świecie, o tyle dziś jedne symbole odnoszą się już tylko do innych symboli. Nie mamy już do czynienia ze światem i jego obrazami, lecz z kolejnymi symulacjami świata. Z rzeczywistości przenieśliśmy się stopniowo do hiperrealności - inaczej mówiąc do światoobrazu. Naturalnie nadal pojawiają się próby wyjaśnienia i uzasadnienia związków pomiędzy światoobrazem a światem. Nadal wielu wierzy i próbuje przekonać innych do swej wiary w to, że za szeregiem obrazów kryje się rzeczywistość, a nie tylko inne obrazy. O jednej z takich prób warto wspomnieć, bo możemy się tam dopatrzeć niezłego odbicia poglądów Heideggera.
W Wiedzy obiektywnej Popper pisze: [...] świat
składa się przynajmniej z trzech ontologicznie różnych podświatów, lub
też, inaczej mówiąc [...] istnieją trzy światy: pierwszy jest światem
fizycznym, światem stanów fizycznych; drugi jest światem duchowym lub ś
wiatem stanów umysłowych, trzeci zaś jest światem intelligibiliów lub
idei w obiektywnym sensie, jest to świat możliwych przedmiotów myśli:
świat teorii samych w sobie, ich relacji logicznych, argumentów i sytuacji
problemowych samych w sobie.
5 Podział Poppera miał między innymi
służyć uzasadnieniu obiektywności naszej wiedzy. Był przy tym próbą
wydzielenia terenu, na którym toczy się wspominana przez Heideggera
walka światopoglądów. Walka odbywa się w świecie 3, a za pośrednictwem
świata 2 jej efekty są rzutowane na świat 1. Zatem znów sięgając do
terminologii heideggerowskiej moglibyśmy powiedzieć, że w świecie 3
rezydują projekty i procedury, które poprzez rygory oddziaływują na
świat 2, który z kolei rzutuje projekty na świat 1 i eksploatuje go.
W kontekście rozważań nad światoobrazem, powyższe słowa Poppera zdają się opisywać nową wersję światoobrazu. W wersji Poppera światoobraz podzielić można na trzy autonomiczne części, pośrednio lub bezpośrednio ze sobą powiązane. Ale z taką interpretacją zapewne nie zgodziłby się Popper. Rozdzielenie świata 1 od świata 3 było potrzebne między innymi po to, by zachować choćby pozory realizmu. Popper powiedziałby raczej, że światoobraz, jako jedna z idei, wraz ze wszystkimi światopoglądami rezyduje gdzieś w świecie 3. Świat 1 leży obok światoobrazu. Wprawdzie wpływa on na postrzeganie świata 1 przez ludzi (obciążenie teoretyczne obserwacji), jednakże nie zmienia samego świata. Wydaje mi się taka interpretacja byłaby bliższa Popperowi, a i nie stoi ona w zbyt wielkiej sprzeczności z wizją Heideggera. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że Popper wyraził to, czego 30 lat wcześniej nie udało się wyrazić Heideggerowi - wyraźnie, na poziomie pojęć, odróżnił światoobraz od świata. Światoobraz stawałby się wówczas elementem świata 3. Bardzo istotnym elementem - tym, przez pryzmat którego ludzie patrzą na świat 1.
Wróćmy z tego miejsca do walki światopoglądów opisywanej zarówno przez Heideggera jak i Poppera. W pismach Poppera zyskała ona nowy, ewolucyjny wymiar. Idee, teorie i inne elementy świata 3 podlegają w nim swoistemu doborowi naturalnemu. Teorie, które przetrwają starcie z innymi teoriami i nie pozwolą się obalić, zostają przyjęte do dziedziny wiedzy akceptowanej. Reszta pozostaje gdzieś w dziedzinie "błędów przeszłości" na obrzeżach zainteresowania ludzi i jest poruszana głównie przez historyków, którzy od czasu do czasu wspomną jakąś starą teorię czy ideę. (Czasem też jakiś naukowiec zajrzy tam w poszukiwaniu inspiracji i wskrzesi którąś z idei. Tak wróciły do łask m.in. teoria heliocentryczna czy atomizm.) Ewolucji podlega cała zawartość świata 3. Naturalnie ewolucja poszczególnych idei wpływa również na kształt całego świata 3, a w szczególności wpływa na kształt uznawanego obrazu świata 1. To jest właśnie przemiana światoobrazu, o której pisał Heidegger. Ta sama, która teraz dopiero - w czasach nowożytnych i współczesnych - może zostać wyrażona.
Warto w tym miejscu sięgnąć do jeszcze jednej współczesnej teorii, która zgrabnie współgra zarówno z ideą światoobrazu jak i z ewolucjonizmem w popperowskim światem 3. Mam tu na myśli socjobiologię a dokładniej mówiąc memetykę, czyli to narzędzie socjobiologii, który użyczy nam wygodnych terminów pozwalających opisać ewolucję idei.
Memetyka narodziła się w połowie lat siedemdziesiątych i jest bardzo młodą odroślą socjobiologii. Przez to nadal budzi liczne wątpliwości i kontrowersje. Zresztą sama socjobiologia, w której można dopatrywać się źródeł memetyki, jest młodą i kontrowersyjną wizją świata. Stąd też niejasny jest jeszcze status samej memetyki. Dla niektórych jest to nauka a wręcz nowy i rewolucyjny sposób myślenia, dla innych zaledwie intelektualna zabawka.
Słowo mem pojawiło się pierwszy raz w książce R. Dawkinsa Samolubny gen6. Autor, na marginesie rozważań nad wpływem DNA na biologiczny kształt człowieka, postulował również istnienie memów, jako podstawowych jednostek transmisji kulturalnej. Inaczej mówiąc wszystko, co nazywamy kulturą składa się z memów, tak jak materia składa się z atomów a DNA z genów. Hipoteza o istnieniu memów natychmiast spotkała się z krytyką, nie zmniejsza to jednak jej użyteczności jako pewnego modelu. Wiele mówiące okazuje się tu porównanie memów do atomów. Model atomu stworzony przez Bohra nie jest traktowany jako coś rzeczywiście istniejącego. Niewielu fizyków uważa, że materia naprawdę jest zbudowana z małych kuleczek krążących wokół innych kuleczek, które w dodatku są równocześnie w kilku miejscach. Lecz choć model Bohra nie ma pewnego statusu ontologicznego, pozostaje użytecznym modelem, który daje nam niezłe możliwości opisu i nadal uczy się o nim w szkołach. Podobnie jest z memami. Nawet abstrahując od ich istnienia, możemy stwierdzić, że model ten ma pewne zalety - jeśli nie wyjaśniające, to przynajmniej opisowe. Choćby tę, że podobnie jak ewolucjonizm idei wywodzi się z biologii. Taka pokrewność idei wróży niezłe perspektywy wykorzystania memetyki w opisie ewolucyjnego aspektu wiedzy. Wszak teoria ewolucji w biologii rozwinęła się gwałtownie w momencie, gdy uzyskała wsparcie ze strony genetyki. Memetyka pozwala nam wygodnie przenieść biologiczny model ewolucji na płaszczyznę wiedzy. Poniekąd pozwala nam skorzystać z dorobku genetyki przy opisie ewolucji idei.
Sięgnijmy do biologii, czyli źródła wykorzystanej przez Poppera idei ewolucji. Ewolucja w przyrodzie jest uznawana za fakt. Różnie próbowano wyjaśniać mechanizm, który ją powoduje. Dwa sformułowania, które najczęściej pojawiają się w tym kontekście to mutacja oraz dobór naturalny. DNA zawiera w zakodowanej formie informacje dotyczące budowy oraz zasad funkcjonowania organizmu. Cały świat istot żywych jest zbiorem różnych kombinacji DNA. Za każdym organizmem kryje się odpowiednie DNA. Każdy organizm na drodze rozmnażania przekazuje swoje DNA potomkom, co pozwala trwać danej kombinacji genów. W takiej sytuacji raz ustalona liczba gatunków istot żywych trwałaby w nieskończoność. Jednakże od czasu do czasu podczas rozmnażania zdarza się błąd w kopiowaniu DNA. Pojawia się mutacja. Stopień tej mutacji jest ograniczony kilkoma czynnikami. Przede wszystkim istnieje tylko skończona (choć duża) liczba możliwych kombinacji. Zbiór możliwych kombinacji bywa nazywany pulą genów. Poza tym DNA ma wbudowane mechanizmy, które chronią je przed mutacjami - dlatego mutacje są tak rzadkie. Większość błędów kopiowania jest natychmiast eliminowana. Jednak nie wszystkie.
Gdy pojawi się błąd, wkracza kolejny mechanizm regulacji - dobór naturalny. Mutacja zachodząca na poziomie DNA wpływa na organizm. Większość zmian genotypu powoduje odpowiednie zmiany fenotypu, czyli konkretnego egzemplarza organizmu. Potomek będzie w czymś różnił się od swego przodka. Pojawia się pytanie czy tak zmieniony będzie on w stanie przetrwać w środowisku, w którym przyszło mu żyć i co ważniejsze, czy będzie w stanie się rozmnożyć i przekazać swoje zmienione DNA dalej. To jest miejsce, w którym dobór naturalny zaczyna pełnić swą regulatywną rolę. Organizm, który przetrwa wystarczająco długo by się rozmnożyć, przekaże swoje DNA następnemu pokoleniu. Jeśli owe zmutowane egzemplarze lepiej będą sobie radziły w walce o przetrwanie, wkrótce zaczną dominować w swoim gatunku, wyznaczając nową normę. Można tu mówić o sukcesie danej kombinacji DNA. Natomiast organizmy, które nie zdołają przekazać swojego DNA dalej (na przykład dlatego, że nie były w stanie stawić czoła drapieżnikom, bądź też zabrakło dla nich jedzenia) wymrą.
Naturalnie jest to najprostsze z możliwych wyjaśnień ewolucji. Mutacje powodują pojawianie się różnic jakościowych a dobór naturalny je testuje. Dziś biologowie wiedzą już, że to nie wystarczy do wyczerpującego wyjaśnienia bogactwa gatunków we współczesnym świecie organizmów żywych. Szuka się dalszych mechanizmów sterujących ewolucją. Jednakże w kontekście rozważanych zagadnień nieszczególnie nas to interesuje. Wszak nie mamy przekalkować modelu biologicznego na walkę światopoglądów, lecz wskazać i wykorzystać pewne analogie.
Wróćmy teraz do memetyki. Mówiąc ogólnie mem jest konstruktem myślowym, który powstał jako analogia genu. O ile geny są nośnikami informacji odpowiedzialnych za naszą budowę fizyczną i inne cechy biologiczne, o tyle memy są odpowiedzialne za naszą konstrukcję psychiczną. Jeśli ciało stanowi komputer, to memy są jego oprogramowaniem. Z memów właśnie złożone są nasze poglądy. Memy są odpowiedzialne za nasz sposób widzenia świata i wreszcie to memy kierują naszym postępowaniem. Memy to nasza kultura po prostu. Memy składają się na informacje, które są kopiowane i przekazywane za pośrednictwem nośników fizycznych (z punktu widzenia memu takim nośnikiem może być równie dobrze człowiek, jak i telewizor lub komputerowy raj dla memów czyli Internet). Wyobraźmy sobie teraz pulę memów. Nieco upraszczając zawiera ona to wszystko co zostało pomyślane i co może zostać pomyślane. Wszystkie możliwe memy. Sukces memu zdefiniujemy jako jego nieustającą replikację. Ten mem, który nadal się replikuje, osiąga sukces. Replikacja może odbywać się na różne sposoby. Memy rozprzestrzeniają się dzięki fizycznym nośnikom, takim jak ludzie, książki, dyski twarde itp. Mem który replikuje się, znajdując sobie coraz to nowe nośniki osiąga sukces.
Łatwo zauważyć, że pojedyncze memy (podobnie jak pojedyncze geny) są zbyt małymi jednostkami, by można je rozważać jako elementy podlegające ewolucji. Podobnie jak geny grupują się w łańcuchy DNA, memy grupują się w większe struktury które funkcjonują i konkurują w uniwersum wyznaczanym przez pulę memów. To są już większe zbiory idei - teorie, ideologie, światopoglądy. I te światopoglądy toczą ze sobą nieustanną walkę.
Naturalnie nie możemy tu wpaść w ślepą uliczkę osobowego traktowania memów - one nie mają intencji, nie mają chęci walki ani nic, co upodabniałoby je do ludzi. Walka memów jest metaforą, podobnie jak walka gatunków, decydująca o doborze naturalnym. Celem (w przenośnym znaczeniu tego słowa) memu jest przetrwanie w jedyny możliwy sposób, czyli rozmnożenie się. Każda idea, teoria czy historia jest zbudowana z memów. To, czy ona przetrwa, rozpowszechni się itd. nie zależy od tego, czy jest ona prawdziwa, pożyteczna dla jednostki bądź ogółu, dobra etycznie. Jej rozpowszechnienie się zależy od tego, czy jest ona w stanie przetrwać konkurencję w świecie idei, w świecie memów.
Rozważmy teraz mechanizmy sterujące ewolucją światopoglądów. Łatwo znaleźć odpowiedniki biologicznych mutacji i doboru naturalnego. Mutacje światopoglądów wynikają z błędów w transmisji. Memy, funkcjonując w świecie 3, mogą się replikować wyłącznie za pośrednictwem świata 2 i świata 1. W momencie zaś gdy przenikają ze świata 3 najpierw do świata 2 a potem do świata 1, muszą zostać zakodowane. Błędy (mutacje) pojawiają się właśnie na etapie kodowania i dekodowania - kod może zostać źle zinterpretowany lub gdzieś w transmisji może pojawić się błąd. A mała mutacja, która na przykład z Nadczłowieka Nietzschego uczyni wzór nazisty, może zyskać większą popularność niż sam oryginał. O oryginale przestaje się wówczas mówić. To nie on się replikuje - w rozmowach, książkach, artykułach replikuje się zmutowana wersja światopoglądu.
Dobór naturalny może znaleźć swój odpowiednik w chwytliwości czy popularności idei. Rozprzestrzeniać się będą te idee, które będą przykuwać uwagę ludzi na tyle mocno, że oni zechcą je rozprzestrzeniać. Idea, o której chce się opowiedzieć koledze, napisać artykuł czy książkę, będzie replikowała się szybciej niż idea, która jest mało interesująca. Na pytanie dlaczego pewne memy lepiej przykuwają uwagę i replikują się niż inne próbuje odpowiadać na przykład psychologia ewolucyjna. Zwraca się tam uwagę na te cechy memów, które miały decydujący wpływ na przetrwanie ludzi, takie jak związek z jedzeniem, zagrożeniem czy seksem. Jednak nie te mechanizmy są najbardziej interesujące.
Przypomnijmy sobie znów Heideggera i jego wizję nauki. Projekty poszczególnych nauk nie są pozostawione same sobie w walce światopoglądów. Zawsze są one uzbrojone w procedury i rygory. Za ich pośrednictwem projekty bronią się tworząc nowe mechanizmy regulujące ewolucję. Projekty tworzą własne kryteria, a które same spełniają, równocześnie eliminują część konkurencji. Gdy Kuhn opisywał rozwój nauki dzielił go na etap rozwoju normalnego i rewolucyjnego. Etap nauki normalnej charakteryzuje się tym, że rozwój toczy się z paradygmatem w tle. Z paradygmatem, który zawiera wykaz problemów i dopuszczalne sposoby ich rozwiązywania. Paradygmat (macierz dyscypliny) wyznacza na przykład standardy naukowości, prawdziwości, sensowności itp. W ten sposób eliminuje czy raczej spycha na margines wszelkie idee, które w tych standardach się nie mieszczą. Czasem jednak dochodzi do załamania paradygmatu. Pod naporem konkurencyjnych teorii, z ich konkurencyjnymi zestawami wartości, procedur itp. kształtuje się nowy paradygmat. Wyznaczający nowe standardy naukowości. Identycznie jest w przypadku heideggerowskiego światoobrazu. Zawiera on podstawowe, metafizyczne kryteria, które decydują o akceptacji danej idei bądź o odrzuceniu jej.
Oto doszliśmy do miejsca, z którego znów możemy wrócić do rozważań dotyczących światoobrazu. Jak widać obok zasadniczego kryterium, nazwanego umownie chwytliwością memu, pojawiają się dodatkowe kryteria, modyfikujące efekty doboru naturalnego. Te kryteria to heideggerowskie rygory i procedury.
A jakie jest miejsce światoobrazu w naszym popperowsko-ewolucyjnym modelu? Sądzę, że najbliższym odpowiednikiem światoobrazu w świecie biologicznym jest biosfera. Analogia ta wydaje się jak najbardziej trafna. Biosfera jest sumą wszelkiego życia na Ziemi oraz warunków, w których funkcjonują istoty żywe. Światoobraz jest sumą wszelkich światopoglądów i idei oraz terenem ich istnienia i walki. Biosfera wyznacza warunki brzegowe, do których muszą się dostosować wszystkie żywe istoty. Światoobraz wyznacza warunki brzegowe poprzez sensowność, prawdę i inne kryteria, które muszą być spełnione przez memy pretendujące do przetrwania, czy przez zdania pretendujące do miana wiedzy. A co najważniejsze biosfera, podobnie jak światoobraz, ewoluuje. Organizmy żywe i ich środowisko są ze sobą splecione więzią skomplikowanych zależności i sprzężeń zwrotnych. Zmiany środowiska wymuszają na organizmach albo dostosowanie się albo wymarcie. Równocześnie jednak zmiany organizmów wpływają na środowisko. Liczne przykłady zmiany biosfery możemy znaleźć w historii ziemi. Choćby zmiana składu chemicznego atmosfery, która dokonała się przed miliardami lat, gdy pojawiło się zjawisko fotosyntezy. To wtedy właśnie atmosfera ziemska nasyciła się tlenem, który umożliwił życie w formie takiej, jaką znamy dzisiaj. Analogia ze światoobrazem narzuca się sama. Historia filozofii nader wyraźnie ukazuje nam ewolucję i zmiany światopoglądów. Ewolucja światoobrazu jest mniej wyraźna i trudniejsza do zauważenia. Zwłaszcza, że zawsze jesteśmy tak mocno osadzeni we własnym światoobrazie, że niemal go nie dostrzegamy. Tu jest niezbędny opisywany przez Heideggera namysł - rzetelny i dokładny. Wtedy możemy to dostrzec. Zwłaszcza teraz, w czasie, gdy obrazowość świata jest tak wyraźnie widoczna jak chyba nigdy wcześniej.
Oto czas zakończyć wędrówkę szlakiem idei światoobrazu. Śledząc przejawy zarówno idei światoobrazu, jak i tej wersji światoobrazu, którą opisywał Heidegger, mieliśmy okazję przyjrzeć się kilku teoriom. Podkreślić tu należy, iż wędrówka nasza odbywała się raczej szlakiem mniej lub bardziej swobodnych skojarzeń, niż drogą faktycznych zależności, związków pomiędzy wspomnianymi teoriami czy myślicielami. Powyższe wywody są raczej efektem intelektualnej zabawy pewnymi ideami, słowami, sformułowaniami.
Jednakże udało się, jak sądzę, wskazać pewne podobieństwa pomiędzy teoriami pochodzącymi z różnych źródeł - z biologii, estetyki, filozofii nauki. Wszystkie je łączy pewien sposób patrzenia na świat. Heidegger mógłby powiedzieć, że przez wszystkie te teorie prześwituje jeden i ten sam światoobraz. Być może tak właśnie jest. Niewątpliwie można mówić o pewnej jedności kryjącej się w tle wszystkich wspomnianych teorii. Czy nazwiemy to kulturą, pulą memów czy światoobrazem - to sprawa drugorzędna. Faktem jest jednak, że widać istnienie czegoś, co stanowi wspólną płaszczyznę dla naszej wiedzy. Widać też, że idea heideggerowskiego światoobrazu nadal powraca, choć za każdym razem nieco odmieniona. Być może mamy tu do czynienia z różnymi mutacjami pewnego światopoglądu. Być może to po prostu niezależnie od siebie powstałe idee, których podobieństwo pochodzi z jednego tła intelektualnego, towarzyszącego narodzinom każdej z tych teorii. Z tego, co nazwać możemy naszym światoobrazem.