Gdy fikcja staje się rzeczywistością

Nauka i sztuka dokonywania w otoczeniu zmian zgodnych z własną Wolą. - tak niejaki Aleister Crowley definiował Magyę (Magick). Jednym z najistotniejszych założeń magicznych jest wszak to, że rzeczywistość jest elastyczna i podatna na wpływy Woli. Ktoś świadomy i posiadający odpowiednie środki, a do tego potrafiący je odpowiednio wykorzystać, jest w stanie urabiać rzeczywistość zgodnie z własną wolą. Tyle mówi teoria. Naturalnie my rozsądni i racjonalni ludzie nie przejmujemy się takimi bajkami. Czarów ani cudów oczywiście nie ma. Tylko nauka, racjonalizm i ciężka praca. Ale definicja Crowleya nie została tu przywołana przypadkowo. Bo świat jednak się zmienia i zmienia się pod naszym wpływem. W efekcie naszych wyborów, działań i zaniechań. Dla Crowleya każdy intencjonalny akt był aktem magyicznym. Ale rzeczywistość zmienia się także w sposób bardziej subtelny. Otwierający tekst cytat z Magyi w teorii i praktyce Crowleya otwiera drogę ku temu innemu sposobowi zmiany świata. Porzućmy jednak na chwilę nasz świat i udajmy się w świat literacki wykreowany przez Umberto Eco w Wahadle Foucaulta.

Główni bohaterowie tej powieści to trzej pracownicy wydawnictwa Garamond: Casaubon - filozof i specjalista od templariuszy; Diotallevi - goj zafascynowany judaizmem i kabalistyką; Belbo - człowiek o duszy pisarza, który z braku talentu lub odwagi postanowił zostać redaktorem. To właśnie oni stworzą Plan.

Impulsem, który zapoczątkował tworzenie Planu, było pojawienie się w wydawnictwie pułkownika Ardentiego. Pułkownik przyniósł ze sobą projekt własnej książki, i tajemniczą notatkę, którą jakoby pozostawili po sobie templariusze. W notatce tej Ardenti dopatrzył się wielkiego, zakrojonego na stulecia, planu zemsty i podjął próbę zrekonstruowania go. Trudno było potraktować poważnie naciągane teorie Ardentiego, jednak idea powróciła po jakimś czasie.

Wydawnictwo Garamond postanowiło rozpocząć emisję serii wydawniczej poświęconej ezoteryce. Do redaktorów zaczęły spływać szalone ilości mniej lub bardziej nawiedzonych tekstów, których autorzy - pieszczotliwie nazywani diabolistami - przedstawiali niezliczone teorie, tajemnice i inne przejawy wiedzy tajemnej. Wtedy właśnie sami redaktorzy postanowili stworzyć własny Plan, doskonały i obejmujący całą ezoteryczną tradycję, historię świata, mity i opowieści. Tworzenie Planu miało być zabawą, intelektualną rozrywką. Łączeniem przeróżnych, nie związanych ze sobą informacji w spójną całość. Główne założenie było proste - każdy fakt, każdą informację można interpretować tak, jak gdyby kryło się za nią jakieś głębsze znaczenie. To właśnie jest istota sposobu myślenia diabolisty. Informacje są klockami, które można składać w przeróżne kombinacje. Nie jest istotna jakkolwiek rozumiana prawdziwość takiej kombinacji. Ważne jest to, by wynik końcowy zachwycał. By był na tyle piękny, interesujący i spójny wewnętrznie, by pozostał godnym zainteresowania. I Plan wymyślony przez trzech bohaterów powieści taki właśnie jest - doskonały, obejmujący wszystko i wszystko wyjaśniający. Klocki tak pięknie do siebie pasują, że aż się wierzyć nie chce, że Plan to tylko wymysł, konstrukcja oparta na licznych nadinterpretacjach. Zaciera się granica pomiędzy rzeczywistością a wymysłem. Plan uwodzi, skłania do traktowania go jako czegoś rzeczywistego. Jako odkrycia, nie tworu. Nie każdy jest w stanie oprzeć się jego urokowi, zachować dystans, zapamiętać, że to tylko wymysł.

Wreszcie informacje o Planie docierają do diabolistów. Plan może wyjaśnić wszystko, udzielić im wszelkich, poszukiwanych odpowiedzi. Nic więc dziwnego, że chcą odnaleźć w Planie swoje miejsce. I chcą nim zawładnąć, a przez to urzeczywistnić go. I oto staje się coś dziwnego. Plan od początku wymyślony jako fikcja, przestaje nią być. Został potraktowany jak coś rzeczywistego, i przez to stał się rzeczywisty. Do tego stopnia, że można za niego zabić i można za niego zostać zabitym. Fikcja stała się rzeczywistością.

Spróbujmy przyjrzeć się mechanizmowi tej zmiany. Czym w swej istocie był Plan? Był tylko jedną z możliwych interpretacji tego, co nazywamy światem. Nieco upraszczając - świat dostarcza nam danych. Do nas natomiast należy przedstawianie tych danych, interpretowanie ich, wyszukiwanie wiążących je zależności. Mówiąc nieco inaczej - na świat, który jest sumą bodźców, narzucamy siatkę naszych przekonań, interpretacji, odniesień. I w tym momencie przestajemy poruszać się na poziomie świata, zaś zaczynamy poruszać się na poziomie tej teoretyczno-pojęciowej siatki. Jeszcze inaczej - chodzimy po świecie według mapy, zupełnie nie przejmując się tym, że całkowicie zasłania nam ona widok. Zadziwiająca sytuacja. Najbardziej interesujący z punktu widzenia naszych rozważań jest moment, w którym zaczynamy traktować jako świat coś, co nie jest tylko światem. A czym jest? Mówiąc ogólnie - efektem współoddziaływania świata i naszego umysłu.

Francis Bacon, który zresztą odgrywał niepoślednią rolę w Planie, opisał cztery rodzaje idoli odpowiedzialnych za zniekształcenia rezultatów poznania, czyli za to, że świat widzimy taki a nie inny. Idole plemienia związane z cechami gatunkowymi człowieka, oraz idole rynku związane z niedoskonałością języka nie są w tym kontekście interesujące. Natomiast pozostałe i owszem. Idole jaskini oraz idole teatru są nabyte. Opanowują nas w miarę postępów w wychowaniu i w nabywaniu wiedzy. Uzależnione są od otoczenia, w którym się rozwijamy, od idei i autorytetów, z którymi spotykamy się w życiu. Od środowiska kulturowego, w którym żyjemy mówiąc krótko.

Warto tu podkreślić jedną sprawę. Idole zniekształcają nasze poznanie. Sprawiają, że otrzymujemy przetworzony obraz świata. Nie przeszkadza to nam jednak traktować go, jako świata prawdziwego. Dla wsparcia tej tezy przywołać możemy psychologię. Wolfgang Metzger, ważna postać w psychologii Gestalt, pisał między innymi o różnych sposobach, w jakie rozumieć można słowo rzeczywistość. Wyliczał cztery różne znaczenia tego słowa. Szczególnie dwa pierwsze są dla nas interesujące. Rzeczywistość 1 to transcendentny świat, istniejący gdzieś tam obok nas. To tę rzeczywistość, jak nam się zdaje, poznajemy. Tymczasem obracamy się raczej w sferze rzeczywistości 2, która jest sumą naszych doświadczeń. Ta rzeczywistość jest nie mniej rzeczywista, niż rzeczywistość 1. Ludzie w niej żyją i dla niej zabijają, traktują ją ze śmiertelną wręcz powagą. Nie dlatego, że lubią taką a nie inną teorię. Dlatego, że dla nich ta czy inna teoria jest tożsama ze światem. Mylą rzeczywistość 1 z rzeczywistością 2.

Teraz możemy wrócić do naszych idoli. Kształt naszego świata jest uwarunkowany naszymi złudzeniami, których źródło tkwi w kulturze. Ale możemy przejąć nad tym wszystkim umiarkowaną kontrolę. W tym przejawia się istota przywoływanej we wstępie magyi. Możemy oddziaływać na rzeczywistość 1 za pośrednictwem rzeczywistości 2. To podstawa funkcjonowania w świecie. Ale możemy też ograniczyć się do manipulowania rzeczywistością 2, dokonując nie mniej realnych zmian. Inaczej mówiąc - zamiast zmieniać świat, możemy zmieniać nasz sposób postrzegania go. W pewnych granicach efekt będzie nie mniej rzeczywisty. Poza tymi granicami mamy już do czynienia tylko z myśleniem życzeniowym, które rzadko wychodzi na zdrowie. Jednak póki poruszamy się w granicach, które zresztą są szersze niż nam się na ogół wydaje, świat stoi przed nami otworem.

W tym momencie możemy już pokusić się o próbę określenia czym właściwie był Plan. Był pewnym opisem świata, teorią dotyczącą rzeczywistości 1. Był wykreowanym dla rozrywki idolem teatru. Ale przez to, że wykreowano go dla rozrywki, nie stracił swego charakteru. Pozostał zniekształcającym ludzkie poznanie złudzeniem. A zatem z łatwością mógł kształtować rzeczywistość 2. Mógł się nią stać. Zauważyć tu trzeba, że sami twórcy nie dostrzegli w porę charakteru własnego tworu. Przez to nie zdołali przewidzieć konsekwencji wypuszczenia Planu w świat. Mówiąc słowami diabolistów - bawili się siłami, które ich przerosły. I siły te ich zmiażdżyły. Nie pomogły spóźnione ostrzeżenia Lii, która okazała się jedyną bodaj postacią, która zdawała sobie sprawę z tego, o jak wysoką stawkę toczy się gra. Plan stał się rzeczywistością. Diaboliści z łatwością przyjęli do wiadomości, że od zawsze są członkami Zakonu, choć wcześniej nie wiedzieli nawet o jego istnieniu. Z łatwością przełknęli to, że ktoś odkrył to kim są, choć nawet oni sami tego nie wiedzieli. Bez żadnych trudności pogodzili się z tym, że przeznaczonym im zadaniem jest realizacja Planu, o którym pierwszy raz w życiu usłyszeli. Diaboliści mogą służyć w powieści Eco jako przykład ludzi zupełnie nieświadomych natury oszukujących ich idoli. Nieco inaczej wygląda sprawa w przypadku samych twórców Planu.

Belbo, jak się zdaje, zupełnie dał się uwieść Planowi. Znajomość Planu, znajomość tajemnicy godnej wszystkich mistyków, dawała mu poczucie pewnej wyższości. Nawet jeśli w jakimś stopniu pozostawał świadomy umowności Planu. Gdy doszło do konfrontacji z człowiekiem, który w świadomości Belba przewyższał go pod każdym względem, Belbo użył Planu jako ostatniego źródła siły i godności. Użył go jak broni. Ogłaszając się posiadaczem klucza do tajemnicy, stanął tym samym ponad wszystkimi diabolistami. Nawet jeśli jeden z nich odebrał mu kobietę, którą kochał. Jednak by użyć Planu jako broni Belbo musiał potem konsekwentnie sam poddać się Planowi. Musiał stać się jego częścią. Zaakceptował go świadomie i w obronie Planu i tajemnicy oddał życie.

Diotallevi dla odmiany poniekąd odrzucił Plan. Choć może bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że wpisał go w inny Plan. Gdy leżał w szpitalu stopniowo toczony przez raka, uznał Plan za bluźnierstwo. Bluźnierstwo wobec Boga i wobec świata. Bluźnierstwo, którego konsekwencje przyszło mu, jak i pozostałym twórcom, ponieść. Ich grzech polegał na tym, że uwierzyli w to, że jak demiurg mogą dorównać Bogu. Tworząc Plan ważyli się wziąć na siebie rolę Stwórcy. Bezmyślnie się bawiąc, porzucili świat stworzony przez Boga i uciekli w stworzony przez siebie, ułomny świat. W ich świecie zabrakło jednak podstawy, stałości, którą powinien zagwarantować Bóg. Gdy jej zabrakło, świat zaczął się rozsypywać. Rzeczywistość wymieszała się z fikcją, a oni stracili nad tym wszystkim kontrolę. Komórki nowotworowe przestają słuchać zakodowanego w DNA programu, rozrastając się w zupełnie niekontrolowany przez organizm sposób. Tym samym zabijają organizm. To samo zrobili oni tworząc Plan - sprzeniewierzyli się światu, działając tym samym na własną szkodę.

Istotne w postawie Diotalleviego jest to, że dostrzegł on mechanizm kryjący się za Planem. Wymieszanie fikcji z rzeczywistością, manipulowanie rzeczywistością 2, daje efekty, nad którymi nie zawsze da się w pełni zapanować. Konsekwencje przerastają nawet twórców Planu, bo gdy diaboliści traktują Plan jak rzeczywistość, staje się on rzeczywistością. Rzeczywistością, która może zabić, zatem trzeba się z nią liczyć. Równocześnie jednak Diotallevi nie dostrzegał tego, że sam funkcjonuje w rzeczywistości 2, która w swej istocie nie różni się od Planu. Dostrzegł, że fikcja może uzyskać realność na poziomie rzeczywistości 2. Nie dostrzegł tego, że rzeczywistość 2 jest wszystkim, co jest nam dane. Zdołał przejrzeć Plan, zdystansować się do niego i popatrzeć z boku. Jednak nie dostrzegał tego, że stojąc z boku Planu, i tak jest osadzony w innych fikcjach, w innych planach. O ile więc Belbo świadomy umowności Planu oddał się mu, o tyle Diotallevi świadomy umowności Planu, uciekł od niego - w inny plan, który mylił z prawdziwym światem.

Pozostaje nam trzeci z twórców - Casaubon. On uświadomił sobie najwięcej. Gdy siedział w domku na wsi, czekając aż diaboliści przyjdą po niego, rozumiał. Zrozumiał, że Plan jest iluzją, którą można pomylić z rzeczywistością. Zrozumiał, że są inne iluzje, które za rzeczywistość uznajemy, bo nie potrafimy obyć się bez żadnych. Świat, rzeczywistość 1, daje nam wyłącznie niepowiązane dane. My zaś musimy je łączyć, doszukiwać się ukrytych znaczeń i powiązań, nadawać im sens. Taka już jest nasza natura. Możemy to nazwać ułomnością, idolem, obciążeniem teoretycznym faktów, ale i tak żadna nazwa tego nie wyeliminuje. Można jednak spróbować spojrzeć na wszystkie Plany z boku. Może przeskakując z jednego w drugi, tak by w każdej chwili mieć jakiś punkt oparcia. Wtedy możemy sobie uświadomić, że nie ma ukrytych znaczeń. A raczej znaczeń jest dokładnie tyle, ile ich stworzymy. A poza wszystkim jest świat. Te wszystkie brzoskwinie, których smakiem możemy się delektować.

Ale tu nie kończy się droga. Jest jeszcze jedna postawa względem Planu. Istotnie różni się ona od postaw diabolistów, Belba, Diotalleviego i Casaubona, lecz równocześnie jest też kolejnym krokiem ku zwiększeniu dystansu wobec Planu. Postawa, którą mam na myśli, to postawa czytelnika. Czytelnika, który siedzi spokojnie w domu, czytając kolejną powieść Umberto Eco. Tenże czytelnik wchodzi z autorem w grę. Poznaje Plan, poznaje stopniowo rozwijające się konsekwencje stworzenia Planu, poznaje losy jego twórców - wszystko to z pozycji czytelnika, stojącego poza całą sytuacją. Poza Planem i płynącymi zeń zagrożeniami. Ma zapewnioną komfortową pozycję kogoś, kto ma najszerszy z możliwych punkt widzenia. I dzięki niej widzi umowność Planu, umowność rozważań wszystkich bohaterów - łącznie z Casaubonem. Wszak wszyscy oni są fikcją, Plan jest fikcją i cała opisywana sytuacja jest fikcją. Zaś po odłożeniu tych wszystkich fikcji na półkę, gdzie spocznie w towarzystwie innych książek, żyjemy. Możemy sięgnąć po kolejną brzoskwinię.

2000r.
Valid XHTML 1.1! Creative Commons License