Adam z klanu Nosferatu

Maska tragiczna -- symbol klanu Nosferatu.

Wszystko zaczęło się od kobiety. Życie potrafi być zadziwiająco banalne. Ale wtedy mi to bynajmniej nie przeszkadzało. Była najpiękniejszą kobietą jaką zdarzyło mi się kiedykolwiek ujrzeć. Gdy zobaczyłem ją na swoim wykładzie po prostu mnie zatkało. Weszła lekko spóźniona, przeprosiła i spokojnie usiadła. A ja w tym momencie zapomniałem zupełnie o Heideggerze i jego światoobrazie, o którym właśnie opowiadałem. Po prostu stałem patrząc, nie patrząc - gapiąc się w jej oczy. Ona tylko uśmiechnęła się lekko. Po chwili spuściła wzrok. Wtedy przypomniałem sobie gdzie właściwie jestem. Dokończyłem wykład odrywając od niej wzrok właściwie tylko wtedy, gdy zapisywałem coś na tablicy. I chyba powoli przekonywałem się, że miłość od pierwszego wejrzenia to nie mit.

Zatrzymałem ją po wykładzie i zaprosiłem na kawę. Miała na imię Deirdre. Niesamowite imię. Opowiedziała mi o paru moich artykułach, które gdzieś tam przeczytała. Opowiedziała mi o tym, jak bardzo była zaskoczona gdy dowiedziała się, że mieszkam w tym samym mieście. Opowiadała o różnych rzeczach a ja słuchałem jak zaczarowany. Tak zaczęły się trzy wspaniałe tygodnie. Spotykaliśmy się co wieczór. Spędzaliśmy długie godziny rozmawiając i ciesząc się swoją samą swoją obecnością. Zaczęło do mnie wreszcie docierać, że oto znalazłem kobietę swego życia. Wspaniałe uczucie. Czułem, że ją kocham tą prawdziwą, mityczną miłością. Gdy jej o tym powiedziałem przez chwilę badawczo patrzyła mi w oczy. Później zmieniła temat.

Następnej nocy postanowiła pokazać mi swoje mieszkanie. Zabrała mnie nad rzekę i stamtąd wprowadziła do kanałów. Dziwny gust jak na młodą kobietę, przeszło mi przez myśl, ale wtedy poszedłbym za nią nawet do piekła. Nie przyszło mi do głowy, że właśnie tam idę. Przez jakieś dziesięc minut prowadziła mnie wśród kanałów, co rusz skręcając w jakiś boczny tunel. Wreszcie stanęliśmy przed grubymi metalowymi drzwiami. Co ciekawsze były one zaopatrzone w elektroniczny, cyfrowy zamek. Szybko wystukała kod i drzwi się otworzyły z cichym sapnięciem. Puściła mnie przodem. Znaleźliśmy się w małym, ale bardzo gustownie urządzonym mieszkanku. Wierzyć się nie chciało, że mieści się ono głęboko w kanałach. W kącie stało duże łóżko. Na środku pokoju stała wysoka lampa i dwa wyglądające na niezwykle wygodne fotele. Pod ścianami stały półki wypełnione wieloma książkami.

- Tu właśnie mieszkam - powiedziała. - Rozgośc się i poczekaj chwilę. Pragnę Ci coś pokazać.

Wyszła przez drzwi do pomieszczenia obok, a ja usiadłem na fotelu, faktycznie niezwykle wygodnym, i sięgnąłem po książkę leżącą na stoliku. To była Boska komedia. Otwarta była na początku trzeciej pieśni Piekła. Pierwszych dziewięć wersów było zakreślonych czerwonym długopisem. Zawsze lubiłem ten fragment.

Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu potęga wszechwłodna,
Mądrośc najwyższa, Miłość pierworodna;
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
Chyba wieczyste - a jam niepożyta!
Ty który wchodzisz, żegnaj sie z nadzieją...

Aż dreszcze przechodzą. Gdy podniosłem wzrok znad książki stała przede mną. Piękna jak zawsze. Uważnie mi się przyglądała.
- Cudowna książka - powiedziałem unosząc lekko trzymaną w ręku książkę. - Zwłaszcza piekło ma niesamowity klimat. Gdyby jeszcze nie było aż tak pełne znajomych Dantego...
- Przestań! - przerwała mi dość gwałtownie. - Mamy poważniejsze sprawy do omówienia.
- W jej cichym głosie brzmiało coś niepokojącego. Jakaś nieuchwytna nutka tłumionych emocji.
- Wczoraj powiedziałeś, że mnie kochasz. Podtrzymujesz te słowa?
- Naturalnie, że podtrzymuję. Co to za pytanie w ogóle? Jesteś...
- OK. Wiem jaka jestem - znów mi przerwała. - Nie jestem jednak pewna, czy ty to wiesz. Zapytam inaczej. Wiem, że to dziwne pytanie, ale muszę znać odpowiedź. Czy kochasz mnie tylko dlatego, że teraz jestem piękna? Czy gdybym była stara i brzydka też byś mnie kochał?
Rozmowa zaczynała nabierać surrealistycznego niemal polotu. Mimo to nie wahałem się z odpowiedzią.
- Naturalnie. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką znam i skłamałbym mówiąc, że to jest bez znaczenia. Ale twój wygląd to przecież sprawa drugorzędna. Wiele jest pięknych kobiet, ale żadna nie dorównuje tobie. Bo ty oprócz ciała masz też duszę. Najpiękniejszą duszę jaką znam. A może wręcz jest to druga połówka mojej duszy. Ciało być może przeminie, ale to nigdy. Skąd w Tobie nagle takie wątpliwości?
- Oczy pozwalają się oszukać. Patrz uważnie.

Wtedy nagle zaczęła się zmieniać. Zmieniać w najbardziej przerażające monstrum jakie widziałem w całym swoim życiu. Nie potrafię nawet opisać tego, co wtedy zobaczyłem. Jej piękne czarne włosy zniknęły, odsłaniając dziwacznie zdeformowaną głowę. Całe jej ciało wygięło się w jakiś nienaturalny sposób. Palce jej rąk wydłużyły się i pokryły twardą, podobną do łusek skórą. Jej twarz wygięła się w jakimś przerażającym grymasie. I tylko oczy się nie zmieniły. Oczy i głos, który miękko powiedział: Chodź więc za mną do piekła.

Kiedy dziś wspominam ten dzień trudno mi wyodrębnić zdarzenia, które nastąpiły po tych słowach. Pamiętam, że nagle znalazłem się w jej objęciach. Pamiętam rozkosz, którą czułem gdy moja krew spływała do jej ust. Pamiętam swoje wargi przyciśnięte do jej krwawiącego nadgarstka. Później był już tylko ból. Długotrwały, narastający i cholernie nieprzyjemny. Następne kilka dni przeleżałem na jej łóżku, choć z tych dni ledwie kilka wrażeń i obrazów pozostało mi w pamięci. Przede wszystkim ten straszliwy ból, który nie opuszczał mnie ani na chwilę. Miałem wrażenie, że ktoś łamie wszystkie moje kości, a przy tym na przemian rozrywa i zgniata moje ciało. Widziałem potworną twarz Deirdre pochyloną nade mną. Wiedziałem, że to ona jest odpowiedzialna za moje cierpienia. A jednak jej obecność w jakiś sposób koiła moje cierpienie. Mocno ściskałem jej dłoń...

Aż pewnego dnia ból ustał. To zadziwające uczucie gdy wraca przytomność i nagle nie towarzyszy jej ból. Wspaniałe uczucie. Jak przebudzenie po straszliwym koszmarze, gdy człowiek nagle uświadamia sobie, że już wszystko jest dobrze. Jednak chwilę później miałem się przekonać, że minąłem dopiero przedsionek piekła. Gdy ból zniknął zacząłem uświadamiać sobie inne uczucie, drzemiące gdzieś głęboko we mnie. Nie potrafiłem jeszcze go zidentyfikować... Spojrzałem w bok i ujrzałem siedzące w fotelu monstrum, w którym z trudem rozpoznałem Deirdre. Nie moją piękna Deirdre, którą poznałem na jednym z moich wykładów. To był ten przeklęty stwór, który zafundował mi ową wycieczkę przez piekło. Nie wiem czy kogoś wcześniej nienawidziłem równie mocno. Tymczasem ona spokojnie siedziała w fotelu i czytała książkę. Tą samą książkę, w której kiedyś (kiedy? ile czasu minęło?) znalazłem zakreślone czerwonym długopisem słowa... Patrzyłem na profil twarzy tego stwora a przed oczami wspomnień miałem tę samą potworną twarz, pochyloną nade mną. To ona siedziała przy mnie podczas tych strasznych godzin tuląc mnie i uspokajając. A teraz siedziała i czytała Dantego. Chyba właśnie w tym momencie znów zobaczyłem w niej Deirdre - kobietę którą kochałem.

Musiałem się poruszyć, bo nagle spojrzała w moją stronę. Przez chwilę przyglądała mi się, wreszcie wstała i ruszyła w moją stronę. Mogłem dokładnie przyjrzeć się jej koszmarnej postaci. Ale znów zapadłem się w jej oczach. Tych samych, w które zagapiłem się na tamtym wykładzie, gdy opowiadałem niewiadomo komu i po co o światoobrazie i Heideggerze.

- Leż spokojnie - powiedziała cichym głosem. Głosem Deirdre. - Musisz odpoczywać. Miałeś ciężki tydzień. Teraz, kiedy przemiana się zakończyła a ból minął, musisz odzyskać siły.

Lekko przesunęła dłoń po mojej twarzy. Następnie wyjętym skądś nożem rozcięła swoją dłoń. Gdy zobaczyłem wypływającą z rany krew, całe moje ciało przebiegł gwałtowny spazm. Dziwne uczucie drzemiące w moim wnętrzu wreszcie znalazło swój wyraz. Nim zdążyłem pomyśleć, dopadłem do tej rany ustami i zacząłem pić. Czułem rozkosz i ciepło rozpływające się po całym moim ciele. Czułem jej dłoń delikatnie gładzącą moją głowę. Czułem jakiś przerażający spokój i narastającą we mnie potęgę. Po chwili szał minął. Deirdre zabrała swą dłoń, a ja ujrzałem jak jej rana błyskawicznie się zasklepia.

- Pozostała ci jeszcze ostatnia próba, Adamie. Wstań i chodź ze mną.

Gdy usiadłem na łóżku ujrzałem swoje ręce, a przynajmniej to, co nimi kiedyś było. Teraz były bardziej podobne do potwornych łap Deirdre, niż do tego, co zwykłem tam kiedyś mieć. Gdy szedłem, prowadzony przez nią, czułem jakbym znalazł się w nie swoim ciele - reagowało inaczej, niż do tego nawykłem. Gdy zobaczyłem, że prowadzi mnie do lustra, poraziło mnie przeczucie tego, co się za chwilę stanie.

Obraz, który ujrzałem w lustrze sprawił, że padłem na kolana i rozpłakałem się kryjąc twarz w dłoniach. Deirdre jednak z jakąś niezwykłą siłą wykręciła moje dłonie, zmuszając mnie do patrzenia w lustro.
- Musisz przez to przejść, kochanie - powtarzała. - Musisz to przetrzymać.

Z trudem rozpoznawałem siebie w tym przerażającym odbiciu. Z moich włosów pozostały tylko pojedyncze kępki. Moja twarz była wykrzywiona w jakimś dziwacznym grymasie przypominającym demoniczny uśmiech Jokera. Moja czaszka wyglądała jak pokryta jakimiś dziwnymi guzami. Gdy ich dotknąłem poczułem, że są twarde jak kość. To nie czaszka była nimi pokryta - taki miała kształt. Nic dziwnego, że bolała mnie głowa - pomyślałem. Ta myśl szalenie mnie rozbawiła i mój szloch przeszedł w histeryczny śmiech. Później zapadłem w ciemność. Banalne, prawda?

Obudziłem się znów na łóżku. Deirdre siedziała przy mnie, trzymając mnie za rękę. Gdy zobaczyła, że się przebudziłem znów pozwoliła mi napić się swej krwi - piłem łapczywie, chłonąc rozkosz i siłę z jej rąk. A potem tylko siedziała przy mnie i opowiadała mi o świecie, którego stałem się częścią. Jeszcze wiele razy zanosiłem się tym szaleńczym śmiechem by po chwili płakać jak dziecko. Minęły tygodnie nim udało mi się to wszystko objąć i w pełni się z tym pogodzić. W końcu jednak udało się. Cóż mi w końcu pozostało? Poza tym nadal miałem Deirdre, którą przecież naprawdę kochałem. Piekło zaczynało nabierać jaśniejszych barw. Nauczyłem się wiele o świecie Rodziny i o ich oraz swoich możliwościach. Nauczyła mnie jak polować, jak stawać się niewidzialnym i jak rozmawiać z Księciem. Nauczyła mnie też tej sztuczki, która pozwalała jej tak długo zwodzić mnie obrazem jej pięknego ciała. Nazywała tę sztuczkę Maską Tysiąca Twarzy. Piękna nazwa. Wiele nocy spędziliśmy bawiąc się tą mocą. Przy jej użyciu uwodziliśmy śmiertelników by później pokazać im naszą prawdziwą twarz. Później ich zabijaliśmy. Do dziś pozostało to jedną z moich ulubionych rozrywek. Piekło jest bliżej, niż przypuszczamy...

Tymczasem coraz głębiej wikłałem się w swój nowy świat. Poznałem Edwarda - przywódcę Nosferatu w moim mieście. I wiecie co? Był jeszcze brzydszy ode mnie. Naprawdę. Poznałem też Księcia i parę innych wampirów. Zaczynałem się wreszcie zadomawiać w piekle. I wtedy, jak to w życiu bywa, padł kolejny cios.

Deirdre zaginęła. Wszyscy mieszkańcy kanałów rozpoczęli poszukiwania. Niestety, znaleźliśmy ją zbyt późno. Jak się okazało została porwana na zlecenie pewnego Tremere, który postanowił zgłębić tajniki fizycznych zmian zachodzących w nas - Nosferatu - podczas Przemiany. Zatem uwiązał moją piękną Deirdre do stołu operacyjnego i przeprowadzał "badania" przy użyciu skalpela. Przecież musiał się dokładnie przyjrzeć... Gdy dotarliśmy do jego tak zwanego laboratorium Deirdre była na skraju Ostatecznej Śmierci. Zabrałem ją stamtąd i zaniosłem głęboko do kanałów, gdzie wreszcie była bezpieczna. Do dnia dzisiejszego leży w letargu. Mam nadzieję, że kiedyś się obudzi i zdoła zapomnieć to, co ten skurwiel jej zrobił. Edward powiedział, że leczenie takich obrażeń może potrwać nawet kilkaset lat...

Dopadłem później tego sukinsyna i pokroiłem go na strzępy przywiązanego do stołu operacyjnego w jego własnym laboratorium. Jednak nie ugasiło to mojej nienawiści do klanu, który pozwala działać takim kanaliom. Deirdre nadal spoczywa w bezpiecznym schronieniu. Często ją odwiedzam i opowiadam jej o tym, co dzieje się tu bez niej. Strasznie za nią tęsknię.

Teraz jestem tutaj i zastanawiam się co jeszcze mnie czeka...

1999r.
Valid XHTML 1.1! Creative Commons License